Lascari na Sycylii, to miejscowość w której wynajęliśmy dolną część willi. Górną z osobnym wejściem zajmowała miła rodzina z Polski, której prawie nigdy nie było. Cały dół był duży. Trzy sypialnie, salon z jadalnią, dwie łazienki oraz to co kochamy w takich lokalizacjach. Piękny i zadbany ogród z ogromnym zadaszonym tarasem. Myślę, że sam taras miał około 30 metrów kwadratowych. Znaleźliśmy na nim stół, krzesła oraz kilka leżaków. Właściwie było tam wszystko, co niezbędne do wakacyjnego wypoczynku.
Ogród był zadbany i pielęgnowany raz w tygodniu. Miły pan kosił trawę a podlewanie odbywało się nocą w sposób automatyczny. Samochody miały swoje miejsce tuż przed domem. Wydzielono tam mały parking na 3 auta. Posesja miała też bramę na pilota, więc człowiek czuł się prawie jak w domu. Było naprawdę komfortowo i wygodnie. Można było po południu usiąść na tarasie i zrelaksować się w towarzystwie szklaneczki wypełnionej ginem i tonikiem. Do tego koniecznie coś do jedzenia, zimnego ale i zdrowego. Dobrze schłodzone miejscowe figi oraz słodki i również zimny arbuz, to wręcz idealny zestaw wypoczynkowy, po trzech dniach jazdy.




Pierwsze zakupy… czyli jedziemy na lokalne przeszpiegi
Po przyjeździe zawsze ruszamy na lokalne przeszpiegi. Sprawdzamy co znajduje się blisko naszego lokum. Targ, sklep, wszystko co jest miejscem jakiegokolwiek handlu, bardzo nas interesuje. W końcu kuchnia basenu Morza Śródziemnego jest naszym ulubionym tematem. Trzeba się więc rozejrzeć w temacie jak najszybciej. Dosłownie kilka kilometrów od naszego apartamentu znajdowało się aż 3 sklepy. Wszystkie dobrze zaopatrzone. Jednak najczęściej jeździliśmy do EuroSpinu. Akurat trafiliśmy na placówkę, dosłownie otwartą kilka miesięcy wcześniej.
Sklep był czyściutki, duży i bardzo dobrze zaopatrzony. EuroSpin jest nieco podobny do Lidla, jednak tam we Włoszech można kupić dużo więcej ciekawych rzeczy w tego typu placówkach niż w naszych, znanych wszystkim polskich Lidlach. Dodatkowym dla mnie smaczkiem były dwie stacje o mocy 11 kW (AC), które od razu zostały przeze mnie spacyfikowane i wykorzystane do naładowania a właściwie doładowania auta. Moc może niewielka, ale zasada brzmi „Bądź zawsze naładowany” Więc trzeb jej przestrzegać. Tym bardziej na wakacyjnym wyjeździe, kiedy właściwie nie wiadomo, czy żona nie zaskoczy nas nieoczekiwanym wyjazdem aby pozwiedzać okolicę. Zarówno tą bliższą jak i tą zdecydowanie dalszą. Wtedy docenia się zasadę ABC (Always be Charged).


Zaopatrzenie jest wyśmienite
Dlaczego uwielbiam wręcz włoskie sklepy? To bardzo proste. Powodem jest jakość i ilość produktów dostępna na sklepowych półkach. Wędliny doskonałe w każdym calu. Coppa, Mortadella, Prosciutto, czy Lardo (włoska słonina, lekka jak piórko) są tu najwyższych lotów. Ogrom serów, dosłownie w dziesiątkach, jak nie setkach odmian i rodzajów, daje olbrzymie kulinarne możliwości. Pieczywo jest wyborne. Alkohole dużo tańsze niż w Polsce. Wina czy Gin to coś co przyjeżdża z nami z takich właśnie wyjazdów wakacyjnych. Zobaczcie sami. Gin w butelce o pojemności 700ml, w Polsce kosztujący 39,90 zł. Tutaj ma cenę zaledwie 23 złotych. (nawet Gin w odmianie Premium, to tutaj koszt zaledwie 25,7 zł, w butelce o pojemności 500 ml.)
Skąd taka różnica? Nie mam pojęcia. Jest to dokładnie taki sam Gin, który można kupić w naszych Lidlach. Ta sama pojemność, smak i moc. Ot… ciekawa zagadka:)



Gotowi na pierwszy posiłek
Po zakupowych szaleństwach, moja żona obmyśla zawsze kulinarny plan. Wypakowuje zakupy na stół, po czym układa w głowie całe menu. Oczywiście zawsze polujemy na doskonałej jakości włoskie owoce morza. Którymi się wręcz zajadamy, przy okazji każdego pobytu w Italii. Finocchio, wiecie co to jest? To bardzo fajne warzywko. U nas mało popularne. Za to we Włoszech wręcz uwielbiane. Po polsku nazywa się to fenkuł włoski. Ma lekko anyżkowy i orzeźwiający smak. Co można zrobić z tego małego koleżki? Powiem Wam, że moja żona robi z niego doskonałą sałatkę. Składa się ona właśnie z fenkuła, do tego cienkich plasterków cukinii. Warzywa obsmażamy na oliwie z dodatkiem czosnku. Na drugiej patelni smażymy krewetki, również na oliwie z dodatkiem czosnku i papryczki chili, dla ostrości.
Danie godne króla
Na dużym talerzu rozkładamy nasz fenkuł z cukinią (wszystko zmiękło i nabrało aromatu i smaku czosnku i oliwy), dodajemy cząstki wyfiletowanej pomarańczy. Już samo to wygląda apetycznie. Jednak to nie koniec (chyba że nie lubicie mięska, nawet tego morskiego:) Na samej górze układamy warstwę wybornych krewetek. Mówię Wam, możecie mi zaufać w tej kwestii. To danie doskonałe, lekkie, smaczne i kiedy skończycie jeść… będziecie chcieli więcej. Ja właśnie tak zareagowałem. Od tamtej pory jedliśmy tą sałatkę na ciepło już „milion” razy, zachwycając się jej smakiem za każdym razem.




Jeśli już jemy królewską przepyszną sałatkę na ciepło, nie może zabraknąć czegoś w płynie:) Tu widzicie lokalne Grillo. Jest to biała odmiana winogron uprawiana głównie na Sycylii. Powstała w wyniku skrzyżowania dwóch innych szczepów winogron, Muscat d’Alexandrie i Cataratto bianco. Służy do produkcji białych win wytrawnych. Grillo stanowi również podstawę słodkiego wina deserowego Marsala. To taka ciekawostka. Wino to doskonale pasuje do tego typu dań. (oczywiście w wytrawnej wersji).
Jeśli lubicie oliwę (ma doskonałe właściwości zdrowotne) możecie polać całą sałatkę na końcu właśnie oliwą. Wzbogaci to jeszcze bardziej smak i doda zarówno aksamitności jak i odrobiny pieprzności całemu daniu. Tak jak napisałem wyżej, rewelacja. Właśnie powiedziałem żonie, że życzę sobie taką sałatkę i to jak najszybciej. Co prawda mamy już ułożone menu na weekend (ciekawe czy Wam się spodoba? Dziś sobota, więc jest to u nas Pizza Day. Będą dwie różne pizze. Jutro zaś, w moje imieniny, zjemy wątróbkę cielęcą z towarzystwie sosu wiśniowego. Przepychota!!!) Ale o tym innym razem…
Palermo, miasto na wskroś ciekawe
Nasza pierwsza wycieczka z Lascari to mała szpiegowska wyprawa do Palermo. Palermo zwane stolicą Sycylii to miasto, które ma dwa oblicza. Piękne zabytkowe stare dzielnice. Zabytkowe fontanny i kamienice. Drugie oblicze miasta to przepełnione śmietniki, bezpańskie psy i koty, oraz mało ciekawe zewnętrzne dzielnice miasta. Jednak nie będziemy tu narzekać. To co brzydkie, można po prostu pominąć. Skupić się na tym co ładne, czyste, zadbane. To chyba najlepsza metoda. W końcu będąc na wakacjach, trzeba skupiać się na pozytywach a nie szukać dziury w całym.
Nasz cel numer 1 – Targ Ballaro, wyjątkowe miejsce!
Mercato di Ballarò to jedna z najstarszych i największych sycylijskich targowisk w Palermo. Towary sprzedaje się na zewnątrz, wzdłuż kilku ulic, a kupujący mogą tam znaleźć szeroki wybór produktów – od świeżych owoców i warzyw, po ryby, mięso, sery, wędliny, oliwy, bakalie i wiele innych smakołyków. Oczywiście można tam również nieźle zjeść. Są stoiska, na których wybieramy na przykład ryby i krewetki. Potem właściciel, czy właścicielka stoiska, przygotują nam z wybranych przez nas produktów przepyszne lokalne dania. Rybne pulpeciki, krewetki w postaci Fritto, czy kotleciki z sardeli z dodatkiem mięty. Mają też doskonałe kalmary, ośmiorniczki i milion innych pyszności. Tak naprawdę przydałby się drugi albo i trzeci żołądek.
Owoce morza są tu po prostu wszędzie. Ośmiornice, te wielkie, jak i te malutkie. Kalmary, ryby, od malutkich po wielkie Pesce Spada, którą notabene, bardzo lubimy. Doskonałej jakości i świeżości homary.





Właściwie jest tu wszystko co można złowić lub złapać w Morzu Śródziemnym. Tak, jak wspomniałem, te wszystkie produkty mogą nam na życzenie zmienić w przepyszne dania. I to na miejscu. Czekamy zaledwie kilka lub kilkanaście minut. Można też napić się tu Aperolu, wszechobecnego i taniego. Jednak kiedy jesteś kierowcą, musisz poprzestać na napojach bez dodatku alkoholu.
Owocowo – warzywny raj
Targ Ballaro obfituje również w niezliczoną ilość owoców i warzyw. Nie brakuje również ziół, sprzedawanych w wielkich wiązkach. Za dosłownie parę groszy. Jest tu bardzo tanio. Pomidory, cukinie, piękne bakłażany. Sycylijskie cytryny, za pół darmo. Tak, 0,79 Euro (3,40 zł), za kilogram tych cytryn, to naprawdę niewygórowana cena. Arbuzy, brzoskwinie, melony… czereśnie. Czego tam nie było? Żeby człowiek tylko miał zdrowie zjeść to wszystko, bo kupić, da radę. Jest tu naprawdę tanio.




Kiedy chodzicie po takim targu, kupowalibyście dosłownie wszystko. Jest kolorowo i bardzo tanio. Pomidory po 1 euro za kilogram. Cytryny poniżej. Bakłażany i cukinie to samo. Do tego piękne krewetki za 10 euro za kilogram. Ryby za rozsądną cenę. U nas w Polsce naprawdę płacimy dużo więcej, za tego typu produkty. Poza tym u nas, ciężko kupić świeże krewetki, czy tuńczyka, który jeszcze w nocy pływał w morzu. Rano zaś, trafił na stragan na targu Ballaro.
To miejsce można określić tylko w jeden sposób. Zakupowy zawrót głowy. Pasuje to idealnie do tego co możemy tu znaleźć. Jest tak kolorowo i hałaśliwie. Wszędzie mili ludzie namawiający cię do zakupów. Tu po prostu można odpocząć, wyłączyć się i naprawdę zrelaksować. A oprócz tego, można zrobić oczywiście wyśmienite zakupy spożywcze i nie tylko. Moja żona kupiła na przykład piękny sycylijski obrus z cytrynami, jako wzór. Cena to zaledwie kilka euro. U nas w PL? Przynajmniej dwa razy tyle, jak nie trzy. Mamy w domu ogromny stół, który po rozłożeniu ma aż 3 metry długości. A może i więcej. W każdym razie chodzi o to, że ceny na Sycylii nas zastrzeliły i to dosłownie. Jest tu tanio. Jeśli chodzi o owoce, warzywa, wino, oliwę i wiele innych rzeczy używanych w kuchni do skomponowania wybornego posiłku.
Palermo, miasto o wielu twarzach
Palermo jest piękne i brzydkie jednocześnie. Piękne? To rozumie każdy. Ale dlaczego brzydkie, zapytacie? Cóż, Palermo ma dwa oblicza, a to brzydkie to wszechobecne śmiecie. Piętrzą się one w zewnętrznych dzielnicach i drogach dojazdowych. Kiedy nawigacja po raz pierwszy wyznaczyła nam trasę do Superchargera w Palermo. Bardzo zresztą porządnego i umiejscowionego w bardzo fajnym centrum handlowym, trzeba było się przebić przez niektóre mało ciekawe dzielnice miasta. Śmietniki wypełnione po brzegi i mnóstwo śmieci obok nich. To prawdziwa plaga tego miasta. Śmiecie. Jest ich po prostu za dużo.



Samochód w Palermo? Tylko jeśli jesteś Hardcorowcem w 100%
Jazda tu, to bitwa o przetrwanie. Jeśli chcesz tu jeździć autem, zrób to najlepiej jak potrafisz. Oczy dookoła głowy. Samochód? Tesla i jej 490 koni mechanicznych nada się idealnie. Może też być Jeep Grand Cherokee z ogromnym silnikiem i mocą. Coś co jest albo szybkie i zwinne jak Tesla, albo coś co budzi respekt, jak wielki Jeep. Inaczej można tu przepaść z kretesem.
Nasza Limonka była królową Palermo. Widoczna z wielu „kilometrów”:), diabelnie szybka z napędem na cztery koła, sprytna, zwinna, mocna… Pokazała Sycylijczykom, gdzie ich miejsce w szeregu. Widziałem tu stłuczki, spowodowane brawurową jazdą, brakiem namalowanych na jezdni pasów i ogólnym drogowym rozgardiaszem.
Jak poruszać się po Palermo autem? Pewnie, szybko i zdecydowanie. Jeśli jednak sytuacja tego wymaga jedźcie powoli, wtedy też będą na was uważać. Poza tym, używajcie kierunkowskazów. To coś niezwykłego dla „lokalsów” Oni tego nie robią. Więc kiedy widzą obce tablice, w dodatku zielone. Zielone auto, jak limonka. Jadące na światłach i w dodatku używające nagminnie kierunkowskazów, to jest to dla nich coś nowego i niezwykłego. Coś jak widok jednorożca, o którym wszyscy słyszeli ale nikt go nie widział. Takie są moje rady. Tu trzeba jeździć jak skrzyżowanie Włocha z południa, Polaka i Norwega z Północy.
Kierunkowskazy są zbędne a światła, to tylko niepotrzebna komplikacja
Właśnie taki mix, w zależności od sytuacji, zapewni Wam bezpieczeństwo i uwagę lokalnych kierowców. Aha, i pamiętajcie, że dla nich, kierunkowskazy to rzecz zbędna w aucie. Czerwone światło, to tylko umowny kolor oznaczający to że trzeba się zatrzymać. Pomarańczowe światło w ogóle nie istnieje w ich umysłach. Parkowanie na zewnętrznym pasie ronda, to normalka. Nawet nie dostają za to mandatu. Tak się jeździ w Palermo. To prawdziwa szkoła życia i umiejętności dla kierowcy. Jak ja to uwielbiam:) Choć moi znajomi mówią mi, że jestem trochę nienormalny. No cóż, każdy ma swój punkt widzenia. Ja jestem zdania, że jeśli „wejdziesz pośród wrony, musisz krakać tak jak one”. Tak właśnie robię. Zachowuje się dokładnie tak, jak szalony Sycylijczyk za kółkiem. Nikogo nie obrażając, oczywiście:)
Ładowanie elektryka w Palermo
Nie ma bidy:) Można znaleźć parkingi wyposażone w stacje ładowania. Nie szybkie, ale te o mocy 11-22 kW, w systemie AC. Kiedy idziecie zwiedzać miasto, to idealne rozwiązanie. Podłączamy naszego EV i idziemy. Auto stoi sobie wygodnie na wyznaczonych miejscach i „łyka” elektrony. To super wygodne rozwiązanie, podczas zwiedzania takiego miasta jak Palermo. Ja korzystałem ze słupka operatora EnelX, który znajdował się na parkingu (płatnym, ale nie drogim), tuż obok dworca autobusowego w Palermo. Do targu Ballaro, był dosłownie rzut kamieniem. Wszystko złożyło się wręcz idealnie.


Limonka stała sobie za szlabanem na zamkniętym i bezpiecznym parkingu, a my mogliśmy szaleć po mieście i jego atrakcjach oddalonych dosłownie kilkaset metrów od parkingu. Było bezpiecznie i wygodnie, blisko. Było po prostu tak, jak powinno być, kiedy jedziesz zwiedzać i robić zakupy w ciekawym miejscu. Miejscu takim jak sycylijskie Palermo.
Ok, chyba wystarczy, jak na kolejną część opowieści rodem z Sycylii. Kolejny odcinek opowie o tym, jak podróżowaliśmy po wyspie i jak piękne miejsca odwiedziliśmy. Stare i to dosłownie. Zabytkowe i piękne. Skąpane w słońcu i historyczne, jak nigdzie indziej na świecie. Talkie są właśnie Włochy i taka jest Sycylia. Będą również i polskie akcenty. Rodem z Krakowa… ale o tym w kolejnej części naszej sycylijskiej opowieści.
Koniec części 3. – Czytaj część 4.