Toskania – magiczna kraina, część 2

Zwiedzamy – tak można by opisać najkrócej drugą część naszej toskańskiej opowieści. Czy da się zwiedzić Toskanię i zmieścić opis w 1 odcinku? Zdecydowanie nie. Chodzi o to, że ta włoska kraina, ma tyle do zaoferowania, że będąc tam kilkukrotnie i tak nie widzieliśmy wszystkiego, co jest do zobaczenia i zwiedzenia. Nie przejmujcie się jednak, bo toskańskich opowieści zrobimy więcej niż jedną. Z prostego powodu. Zbyt dużo materiałów, aby wszystko opisać i pokazać za jednym razem.

Najpierw śniadanie

Aby wyruszyć na całodniowe zwiedzanie, rano trzeba przyjąć odpowiednią dawkę pożywienia. Co to oznacza we Włoszech? Mieszkańcy tego kraju preferują, generalnie, śniadanie na słodko. Dawka cukru i mocnej kawy, to często początek dnia mieszkańca Italii. Jednak my stawiamy na inne lokalne włoskie produkty. Wyborne wędliny, oliwa, focaccia, mozarella i doskonałe pomidory san marzano. Dla nas, właśnie taki początek dnia, jest idealnym.

Zapomniałbym, żona zakupiła dla mnie coś małego i słodkiego. Były to urocze mini pączusie, nadziewane kremem custard. Wyborne, no i tak mi posmakowały, że podczas całego wyjazdu, zjadłem ich chyba z tuzin. Jak nie więcej:)

Zwiedzamy toskańskie perełki – Arezzo

To bardzo stare i bardzo malownicze miasteczko. Ma niesamowity klimat, a kiedy przyjdziecie tu rano, możecie usiąść na głównym placu w małej kawiarence. Wygrzewać się w promieniach słońca i wypić pyszne Capuccino, lub Aperol (nie dla kierowcy). Kawę podają tu z ogromną ilością bitej śmietany. Aż do przesady. Ale można jakoś pokonać nawet tak dużą porcję. Choć zapewniam, że słodkiego nie ruszymy później przez kilka dni:)

Miasteczka takie jak Arezzo mają swój nieodparty urok. Czas jakby się tutaj zatrzymał i gdyby nie turyści, można by odnieść wrażenie, że jesteśmy w średniowieczu, lub nieco później. Wąskie uliczki, kamienne budynki, znikoma ilość motoryzacji. Czasami w ciągu dnia jest tu tak pusto, że człowiek czuje się nieco dziwnie. Ale tak tu już jest. Cicho i spokojnie, tak po toskańsku…

Pienza, to kolejna perełka

Piękne i nastrojowe miasteczko. Niezbyt duże. Jak zwykle znajdziemy tu zabytkowe centrum i mnóstwo wąskich uliczek. Co ogólnie rzuca się w oczy, kiedy jesteście w Toskanii? To, że większość tych urokliwych miast, położona jest na wzgórzach i górują one nad całą okolicą. To tak zwane położenie strategiczne, związane z okresem w którym powstawały te miasteczka. Czasy w których się to działo, niestety nie były zbyt spokojne, więc położenie było niezmiernie ważne.

Jaki jest tego plus dziś? W końcu mamy spokój i nikt nie najeżdża dziś włoskich miasteczek. Plusem jest oszałamiający widok. Kiedy stoisz na byłych już murach obronnych, lub ich ocalałych fragmentach, rozciąga się przed tobą niezapomniany widok. Masz wrażenie, że widzisz całą Toskanię. I to dosłownie.

Warto również cyknąć sobie fotkę, na tle wszechobecnych tu toskańskich dróg wiodących do prywatnych zabudowań. Wyglądają rewelacyjnie a wrażenie przestrzeni nie opuszcza cię ani na krok. Cyprysy pną się w niebo wyznaczając szlak, którym mamy podążyć aby dotrzeć do celu.

Na każdym też kroku… zagłębisz się w wąskie miejskie arterie. Nagle idziesz w cieniu, robi się przyjemnie chłodno (szczególnie jeśli jesteś tu w środku lata), a po obydwu stronach uliczki wyrastają strzeliste średniowieczne kamienice. Niesamowity klimat i spokój takich miasteczek, zdecydowanie odróżnia je od wielkich aglomeracji, takich jak Mediolan czy Rzym. Tam mamy „miliony” ludzi na ulicach i ogólny harmider, właściwie od rana do późnych godzin nocnych. Tu mamy ciszę i brak ludzi. Choć zależy to od pory dnia. Wieczorem wszędzie we Włoszech robi się tłoczno. Jeśli tylko mamy w pobliżu jakieś stoliki w otwarte restauracje.

Zobaczcie sami… pusto i pięknie. Idealnie na popołudniowy spacer. Powolna i relaksacyjna sjesta. Bez myślenia o domu, firmie, i wszystkich codziennych obowiązkach. Tu zagłębiamy się, jakby w inny świat. Świat, który bardzo mi się podoba.

Volterra – miasto wampirów

Ale tylko w filmach:) Jednak Volterra to bardzo ciekawe miasto i bardzo, bardzo stare. Volterra miała swój początek jako etruskie państwo-miasto Velathri, które w IV wieku p.n.e. dostało się pod władzę rzymian i zostało przemianowane na Volterrę. Jak więc widzicie, można sobie pospacerować uliczkami naprawdę bardzo starymi. Poza tym, to nieduże miasto jest miejscem w którym wydobywa się sól kamienną i spore ilości alabastru. W samum centrum, przy głównym placu mamy nawet muzeum i sklep z wyrobami z alabastru. Nie wpuszczajcie tam swoich żon! To bardzo niebezpieczne miejsce, szczególnie dla waszego portfela:) Poza tym faktem, warto je odwiedzić, bo mają tam przepiękne alabastrowe wyroby.

Jest sporo alabastrowych przedmiotów, które zaczarują nasze Panie, ale dla facetów też coś jest. Jeśli lubicie grać w szachy. Są po prostu oszałamiające, jak ich ceny. Może kiedyś sobie kupię taki zestaw szachów, w końcu od małego byłem namiętnym graczem w tą królewską grę.

A może by tak skoczyć nad morze?

Ludzie są jednak szaleni i to dosłownie. Miejsce to znane jako „biała plaża”, jest z tego co udało mi się ustalić, po prostu niebezpieczne. Choć nie przeszkadza to plażowiczom w kąpieli w tej mocno chemicznej lokalizacji. Nieco dalej, obok plaży znajdują się bowiem zakłady chemiczne.  Nazwa plaży pochodzi od zakładu przemysłowego firmy chemicznej Solvay, przy którym się ona znajduje. Dosłownie rzut kamieniem.

Kiedy szliśmy tam z żoną, po małym spacerku z lokalnego parkingu, nagle naszym oczom ukazała się właśnie ta słynna plaża. Nie powiem, że mi się tam nie podoba. Biały piasek i dziwnie jasna woda, mają swój urok i przypominają nieco rajskie zakątki naszego globu. Jednak to tylko złudzenie optyczne i to w dosłownym znaczeniu tego stwierdzenia.  Firma Solvay produkuje sodę, sól kwasu węglowego, znaną również jako węglan sodu. Fakt ten może zniechęcić do kąpieli jeszcze bardziej, gdy dodamy, że Solvay od dziesięcioleci zrzuca swoje ścieki bezpośrednio do morza. Ma on pozwolenie na wpuszczenie do morza i to bezpośrednio aż 250 000 ton mętnej mlecznej brei. Specjalnym kanałem, który każdy morze zobaczyć.

Obowiązują tu zakazy kąpieli i opalania, ale zaledwie po 100 metrów w każdą stronę od kanału, którym płynie mętna biała zawiesina. Niestety nie brakuje tu osób niespełna rozumu, które bez przeszkód igrają wśród morskich fal. Narażając swoje ciała na absorbcję niebezpiecznych chemikaliów. Ta woda, jak i piasek, nie stały się tak „białe i jasne” bez powodu, ani tym bardziej w sposób naturalny. To po prostu pływająca trucizna, która tak zmieniła setki metrów lokalnej plaży. Na wszelki wypadek, nie pozwoliłem nawet naszemu Leonowi, chodzić po tym piasku. Mała sesja z psem pod pachą, i powrót do auta. Nie ma sensu przebywać tu dłużej niż to niezbędne.

San Gimignano – miasto wielu wież

Tak, to miasteczko lubimy z żoną bardzo. Wspaniały klimat, znane nam parkingi, gdzie można śmiało zostawić auto. Jeden z parkingów ma chyba nawet stację ładowania, choć z niej nie korzystałem. Od drugiej strony miasteczka, pod murami, również zamontowano stację ładowania firmy ENEL X, włoskiego operatora. Miasto kiedyś różniło się znacząco od tego co zastaniemy tam dziś. W dawnych czasach były aż 72 wieże, królujące nad miastem i mające za zadanie strzec go przed wrogami. Gromadzono tam również zapasy żywności czy zboża.

Dziś mamy tylko 14 wież, które pozostały. Mamy również zabytkowe kamienice i plac główny, który jest niestety bardzo obleganym miejscem. Nawet poza sezonem. Choć mam wrażenie, że sezon trwa tu cały rok. Byliśmy tu i w kwietniu i lipcu, ale też we wrześniu i październiku. Zawsze było mnóstwo turystów. Tłok, jednym słowem:) Choć wracając do miasteczka, jest tu naprawdę wyjątkowo.

Jak widzicie, można jednak znaleźć niezatłoczony mały placyk, gdzie czuć całą historię tego miejsca, i nie zakłócają go ani Amerykanie, ani Japończycy, czy Niemcy wszechobecni w innych bardziej popularnych częściach miasta. Nie to żeby miał coś przeciwko nim, w końcu zwiedzają San Gimignano tak samo jak my Polacy. Ale wydaje mi się, że są trochę bardziej hałaśliwi:)

Dziczyzna i dzik… to esencja tego miejsca

Toskania wbrew pozorom jest dość dzikim miejscem. Ma mnóstwo lasów i dzikich ostępów w których króluje dzika zwierzyna. Toskańczycy w szczególności ukochali dzika. To duże i czasami niebezpieczne zwierzę, ma specjalne miejsce, zarówno w sercach jak i na talerzach okolicznych mieszkańców. Dzik zwany tu „cinghiale” cieszy się estymą od wieków. Upolowane sztuki trafiają do sklepów i do kuchni wielu lokalnych restauracji.

Ragu z dzika z makaronem tagliatelle to znakomite danie, w którym możemy docenić smak tego rodzaju mięsa. Jest takie toskańskie danie, zwane Stracotto. Jedno z moich ulubionych. Zamiast wołowiny, możemy użyć właśnie mięsa z dzika (oryginalnie Stracotto przyrządza się z wołowiny). Dusi się je kilka godzin, aż będzie się rozpadać pod własnym ciężarem. Do tego robimy własnej roboty makaron. Zaufajcie mi, to połączenie doskonałe i idealne pod każdym względem. Do tego zalecam, kieliszeczek Chianti Classico:) Będziecie najszczęśliwszymi ludźmi pod toskańskim niebem, kończąc to doskonałe danie, a resztki sosu wygarniając Focaccią, najlepiej świeżo wyjętą z pieca. Popić należy lokalnym Chianti, które idealnie pasuje do czerwonych mięs, jak dziczyzna czy wołowina.

Tak wygląda właśnie mój toskański raj. Piękne widoki, zabytkowe miasteczka, piękna pogoda, doskonałe jedzenie i jeszcze lepsze wina… Oprócz małych klimatycznych sklepików z mięsem z dziczyzny i dzika między innymi, znajdziecie w z Toskanii również przepiękne małe sklepy z ceramiką. Moja żona pieje z zachwytu i ubolewa nad tym, ze Tesle mają tylko tyle przestrzeni bagażowej:) Dla niej zbyt mało. Rozumiem to doskonale, patrząc na to, co można kupić w tego typu miejscach.

Najlepsze lody na świecie? Tylko w San Gimignano:)

Tak, to prawda. To właśnie tutaj zjemy najlepsze lody na świecie. Co prawda trochę lat minęło, ale lodziarnia Dondoli, serwuje je od lat, i smak wcale się nie zmienia. Smakują dokładnie tak samo jak te mistrzowskie „gelato” z lat 2006-2009. Cytrynowe wymiatają a inne smaki wcale im nie ustępują. Choć dziś jemy lody niezmiernie rzadko, to będąc akurat tu, w San Gimignano, nie możecie pominąć tej słynnej lodziarni. To obowiązkowy punkt na lokalnej kulinarnej mapie.

Czas na prawdziwą toskańską perłę w koronie – Florencję

To zaczarowane miasto. Z jednej strony pełne turystów, z drugiej zaś prawdziwej magii. Uliczki Florencji są przepiękne, zabytkowe i bardzo stare. Przenosimy się tu o kilka wieków wstecz. Budynki ciągle wyglądają tak, jak w czasach, gdy rządzili tu twardą ręką Medyceusze. Są tu zresztą ciągle ślady ich wpływów, można je spotkać niemal na każdym kroku. Kiedy wjeżdżacie do miasta, zaraz po lewej, jest wielki parking z punktem widokowym. Zawsze się tu zatrzymujemy, choć znaleźć tu miejsce parkingowe, to jak zjeść worek soli. Jest to prawie niemożliwe. Jednak warto, bo zobaczcie na tą przepiękną panoramę miasta. Tak, to Florencja w całej swojej okazałości.

Mamy tu swoje stałe punkty kulinarne. Staramy się zjeść pizzę (doskonałą od zawsze). Lokal nazywa się Mangia Pizza, adres to: Via Lambertesca, 24/26/R, 50122 Firenze FI, Włochy. A dlaczego warto tam pójść? Właściciel, to bardzo śmieszny człowiek, w sensie bardzo radosny i przyjacielski. No i gaduła:) Robi nietypową pizzę, ale jakże smaczną. Zawsze wcinamy co najmniej dwie. Jedna, to zdecydowanie za mało.

Wypijemy tu również bardzo dobre i podane w odpowiedniej temperaturze, lokalne toskańskie wina. Próbowaliśmy ich dwu lub nawet trzykrotnie. Za każdym razem były doskonałe. Polecamy Wam to miejsce, bo naprawdę warto je odwiedzić. Mieści się w małej i ciasnej florenckiej uliczce. Lokal jest też mały, zaledwie kilka stolików. Ale to miejsce mimo, że nie wygląda jak z okładki przewodnika Michelin, ma w sobie to coś. Luźną atmosferę, żartownisia za ladą, który zna kilka zwrotów po polsku, i pyszną pizzę, której naprawdę warto spróbować.

Aperol Spritz z widokiem na katedrę, to nasza tradycja

Będąc w tym przepięknym mieście już kilkukrotnie, mamy swój mały rytuał. Robimy to sami, gdy podróżujemy sami. Robimy to też ze znajomymi i rodziną, gdy mamy ich ze sobą, na kolejnym włoskim tripie:) Myślę, że nikt z nich nie żałował, że musi wydać kilkanaście euro za drinka. Bo drink wypity w takim anturażu, czyli z bezpośrednim widokiem na florencką Duomo, czyli Katedrę Santa Maria del Fiore, to przeżycie niezapomniane, bez dwóch zdań. To właśnie tu znajduje się Il Bottegone, nasza ulubiona od lat florencka kawiarnia. Nieprzebrana ilość kaw, drinków i deserów, najwyższych lotów, po prostu zmusza nas za każdym razem, aby tu usiąść i zjeść coś dobrego. To taki nasz mały przerywnik, we włóczeniu się po Florencji.

Piękny odpoczynek i zasłużony przerywnik. Popatrzcie tylko na te ciacha:) Chodzi oczywiście o dwa zdjęcia po prawej:) Desery najwyższych lotów, duże porcje, jak dla mnie, to chyba nawet za duże. Piękna pogoda i zimny Aperol w dłoniach. Cóż więcej potrzeba aby złapać chwilę oddechu, w tak historycznym mieście jakim jest Florencja.

Został tylko powrót do domu

Szkoda… niestety, zawsze żałuję tego, że musimy wracać do domu. A po toskańskich wojażach nieuchronnie musimy wrócić do miejsca zamieszkania. Zawsze to wielki żal, opuszczać te piękne włoskie widoki, piękną pogodę, doskonałą kuchnię i według mnie oczywiście, najlepsze wina na świecie.

Czy wrócimy po raz kolejny do pięknej Italii? Bezapelacyjnie i wielokrotnie:) Chyba już nie możemy żyć bez tego kraju w naszym kalendarzu wyjazdów. Kilka razy w roku, jeżdżąc w różne zakątki Europy, staramy się Wam pokazać, że warto to zrobić autem elektrycznym. I nie ma się czego obawiać. Wiedzą o tym już nasi znajomi, który podróżowali z nami właśnie w taki sposób. Wie o tym nasza rodzina, która również szlaja się z nami po europejskich szlakach. Czas teraz na Was, czyli osoby, które ciągle obawiają się tego, jak to będzie pojechać w świat elektrykiem?

Powiem Wam jak będzie… cicho, bezproblemowo, z dużą ilością wypitej kawy:), z dużą ilością odwiedzanych ciekawych miejsc, gdzie usytuowane są stacje ładowania. Gdyby nie to, że musicie naładować swojego elektryka, nawet nie odkrylibyście tych perełek. A powiadam Wam, zdecydowanie warto je zobaczyć…

Koniec części 2, ale nie ostatniej:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *