Po raz kolejny nadchodzi czas pożegnania z Toskanią. Tak, byliśmy tu już kilkukrotnie, ale zawsze wyjeżdżamy z żalem. Panuje tu nieopisany spokój, szczególnie w takich Borgo, jak nasze al Cerro. Położonych na uboczu. Z daleka od miasta. Jakby specjalnie dla turystów, poszukujących odpoczynku i ucieczki od miejskiego zgiełku.
Choć Włosi (naród bardzo otwarty i sympatyczny, zawsze skory do biesiadowania), potrafią i w takim miejscu narobić niezłego harmideru. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Mieliśmy kiedyś za sąsiadów włoską rodzinę. Przyjechali tylko na weekend. To były niezapomniane 2 imprezowe dni. Zaczęli już w piątek, w sobotę była kontynuacja, z niezliczoną ilością dań, które wylądowały na stole. Były też zacne trunki w obydwu winnych kolorach. Małe dzieci, które przyjechały, nie szły spać o 21:00, czy 22:00. Siedziały razem z całą rodziną co najmniej do północy.
Tak, Włosi potrafią zrobić dobrą imprezę z pysznym jedzeniem praktycznie zawsze. No i wiedzą, jakie wino dobrać, do tego pysznego jedzenia:)
Czas pakowania


Tesla Model 3, to idealne auto do takiej wyprawy. Ma aż 3 bagażniki. Właściwie, tak można je nazwać. Jeden przedni, mieszczący aż 32 butelki z winem i oliwą. Poprzekładane tu i tam kawałkami sera:). Zwany jest on „Frunk”, co jest połączeniem słów front trunk, czyli przedni bagażnik. Drugi ten normalny, tylny bagażnik. Dość sporych rozmiarów. Jednak pod nim, ukryty jest prawdziwy skarb. Sporych rozmiarów „schowek” umiejscowiony pod podłogą głównego bagażnika. Tu również można bardzo dużo zapakować, jeśli chodzi o zakupowe szaleństwo, które nas ogarnia zawsze we włoskich sklepach:)
Nasze zakupy prawie nigdy nie mieszczą się w tych 3 bagażnikach. Zawsze coś ląduje za przednimi siedzeniami. Kiedy jedziemy sami nie ma problemu. Jeśli ze znajomymi lub rodziną, wtedy w ruch idą kolana. Służą one do tego aby dopchnąć oporne zakupy i walizki, które jakimś cudem, akurat wtedy, w momencie pakowania, buntują się i chcą wystawać wszelkimi dostępnymi dziurami:) Nie ma takiej opcji. Wszystko musi się zamknąć, bo jazda z prędkością 130 km/h, to nie przelewki. Szczególnie Teslą zapakowaną, jak nie przymierzając 24 paletowa ciężarówka:) Pewnie ważymy więcej niż dopuszczają przepisy:)
Ładowanie auta
W Borgo al Cerro jest specjalne miejsce do ładowania EV. To niewielka drewniana wiata, która mieści dwa auta. Są tam zamontowane dwa Wallboxy. Jeden był już w 2021 roku, kiedy byliśmy tam po raz pierwszy. Kolejny przybył w 2023 roku, i funkcjonuje do dziś. Mamy więc do dyspozycji aż dwie stacje ładowania o mocy około 11 kW. Piszę około, bo ładowały one w zakresie między 10 a 11 kW. Ale to tylko nieistotny szczegół. Taka moc spokojnie wystarczy aby naładować samochód do pełna przez noc.


Stacja uruchamiana jest kartą RFID, którą można uzyskać u miłego Pana, zarządzającego całym obiektem. Nie znam niestety aktualnej ceny za ładowanie. Kiedyś można było wytargować 20 euro za tydzień ładowania, co było mega ofertą. Obecnie, nie będzie to już możliwe. Po rozpoczęciu się wojny Rosja-Ukraina, ceny energii wystrzeliły w górę, również w Italii. Więc po mojej ostatniej rozmowie na ten temat, dowiedziałem się, że tamta cena, to już zamierzchła przeszłość i nigdy nie wróci. Zapewne odwiedzimy Borgo al Cerro jeszcze kiedyś w przyszłości, więc zweryfikuję informacje na temat cen ładowania.
Ruszamy w drogę
Kiedy Tesla była już naładowana prawie „pod korek” ruszyliśmy leniwie w drogę powrotną.


Pierwszym przystankiem był Supercharger Mogliano Veneto, oddalony od naszej miejscowości czyli Casole d’Elsa, o 320 kilometrów. To była dobra i szybka trasa. Początkowo nie jechaliśmy po autostradzie a po lokalnych toskańskich drogach. Niestety nie poszalejecie na nich. Są ciasne i dość kręte. Prędkości często ograniczone do zaledwie 50 km/h. Jednak udało nam się nadrobić nieco kiedy wskoczyliśmy na autostradę.
Supercharger Mogliano umiejscowiony jest koło 4* hotelu Move Hotels Venezia Nord. To wielki hotel w kształcie półkola. Z dużą ilością parkingów i oczywiście Superchargerami. Od jakichś dwóch lat, znajdziemy tam również stacje włoskiego operatora Ewiva, w liczbie trzech sztuk. W sumie więc jest to, swego rodzaju Hub ładowania. Przewagę mają oczywiście ładowarki Tesli, których dobudowano tu niedawno jeszcze więcej. W sumie mamy ich tu teraz aż 16.


Po przejechaniu 320 km, dojechaliśmy do stacji ładowania z zasięgiem 130 km, które pokazała nasza Tesla. Ładowanie ruszyło z mocą 142 kW, co nie jest może wynikiem wybitnym, jednak pamiętajmy, że pierwsze stacje z których korzystaliśmy podczas tego wyjazdu, miały moc maksymalną wynoszącą 150 kW. Obecnie nowo dobudowane ładowarki, to już wersja V3 z mocą aż 250 kW.
Mały odpoczynek w Wiedniu
Kiedy wracamy z Włoch, często nocujemy w okolicach Wiednia. Lub w samym Wiedniu. Jest to miasto które lubimy, nawet bardzo. Można tam znaleźć miejsca i hotele, bardzo wygodne. Czasami nawet luksusowe. Jednak tym razem nasz wybór padł na Clarion Hotel Vienna South. Spaliśmy na wysokim 16 piętrze. Pokoje w tym hotelu są super komfortowe. Łóżka ogromne a pościel śnieżnobiała i mięciutka.
Było czysto, było wygodnie, a nasza Tesla stała sobie wygodnie w podziemnym garażu. Zawsze podkreślam, że to bezpieczna opcja, kiedy ma się auto wypchane dobrami wszelkiego rodzaju wprost z włoskich sklepów. Lepiej aby w takim wypadku, samochód był zamknięty, na podziemnym garażu, gdzie dodatkowo wizą kamery. Jeśli tak jest, śpię znacznie spokojniej. Śniadanie było bardzo dobre, typowe dla tego typu hoteli. Było wszystko czego dusza zapragnie. Jajka w różnych postaciach, świeże pieczywo, wędliny, łosoś (bardzo zacny i smaczny), owoce, kawa i wiele, wiele innych smakołyków.
Jednak nie to było najważniejsze, bo na to śniadanie mogłem zjeść nawet kromkę chleba z masłem. Powiem Wam, że nawet nie bardzo pamiętam co położyłem na talerz (na pewno łososia, ale co jeszcze – nie wiem). najważniejsze dla nas było to co ujrzeliśmy po wejściu do hotelowej restauracji. Panorama Wiednia. Byliśmy na 22 piętrze, gdzie w tym hotelu podaje się śniadanie. 22 piętro… zobaczcie tylko na te widoki. Mało tego, wjeżdża się tam zewnętrzną szklana windą. Nieco przerażające, ale jakże piękne. Różowe bąbelki smakują na śniadanie wybornie… podobno:) Byłem kierowcą więc nawet ich nie powąchałem. Wystarczyły mi 3 poranne kawy, których sobie nie szczędzę, podczas jazdy autem przez europejskie szlaki.


Z naszego pokoju również rozciągał się przyjemny widok na miasto. Choć to zaledwie 16 piętro:) W nocy, nieco wiało. Mieliśmy wrażenie, że budynek się buja na boki. To zapewne tylko takie wrażenie, jednak było nieco dziwnie zasypiać z takim uczuciem. Dobrze, że łóżka w tym hotelu są super wygodne.


Kolacja była dzień wcześniej po przyjeździe
Kiedy dzień wcześniej zawitaliśmy do Clarion Hotel Vienna South, poszliśmy coś zjeść. Niestety był to czas pandemii a więc niektóre tylko lokale były otwarte. Byliśmy tam w piątek i liczyliśmy na duże możliwości zjedzenia czegoś fajnego. Okazało się, że w całym kompleksie, naprawdę wielkim, gdzie znajdował się nasz hotel, była otwarta tylko jedna chińska restauracja. jednak był to bardzo dobry adres kulinarny.
Obsługa była miła, niestety słabo radziła sobie po angielsku, co było nieco dziwne. Ale w końcu udało nam się zamówić zarówno pyszne i dość duże dania obiadowo-kolacyjne, jak i coś do picia. Zimne piwo, po dniu spędzonym w aucie, smakuje naprawdę wybornie. Żona wybrała naleciałości włoskie:) Znany Wam Aperol Spritz.


Ruszamy do domu
Niestety nasz hotel nie dysponował stacją ładowania. Być może dziś się to zmieniło, nie sprawdzałem. Wtedy musieliśmy skorzystać z Superchargera w dużym centrum handlowym, które przez ostatnie kilka lat odwiedzaliśmy wielokrotnie. Mnóstwo sklepów, i nasza ulubiona Billa Plus, oddalona jakieś 300-400 metrów od głównego centrum.


Kolejne 800 km, czyli odległość dzielącą nas od Lublina pokonaliśmy już nieco na pamięć. Trasa na Milulov i później na Kraków. Tam tradycyjnie mały odpoczynek w naszej „bazie wypadowej” i następnego dnia zaledwie 360 km do domu. To już pikuś, zerowy problem i żadnego planowania.
Tak oto po przejechaniu kilku tysięcy kilometrów, naszą Teslą Model 3, udało nam się bezpiecznie wrócić do domu. Pobyt był cudowny i relaksujący. Jedliśmy pyszne dania, piliśmy wyborne wina. Zwiedziliśmy piękne miasta. Smakowaliśmy miejscową włoską atmosferę i powiem Wam, że pasuje nam ona jak żadna inna na świecie. Inne kraje jak Chorwacja, Niemcy, Szwajcaria, Austria, czy Francja są naprawdę piękne i maja wiele atutów. Każdy kraj w Europie do którego możemy dojechać elektrykiem, czy innym autem ma swoje niekwestionowane zalety.
Jednak to tu, w pięknej Italii mamy wszystko co lubimy najbardziej. Poza tym, czujemy się tu po pierwsze, na miejscu, a po drugie jak w domu. W domu, gdzie naprawdę odpoczywamy, nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie…
Koniec części 3 – ostatniej