Apulia, włoska kraina jak z marzeń, część 4.

Apulia… kraina różnorodności. Jednocześnie kraina z charakterem. Tam człowiek odpoczywa i odrywa się od problemów dnia codziennego. Nasza mała miejscowość Torre Santa Sabina była tylko bardzo wygodną bazą wypadową. Spokojna i naprawdę mała mieścina, wolna była od korków i tłoku turystycznego znanych z innych włoskich miast.

Bari, stolica regionu

Bari to już miasto instytucja. Znane na całym świcie, ze swoich klimatycznych uliczek. Niesamowitej architektury, oraz doskonałej kuchni. Idąc uliczkami Bari, czułem się trochę tak jakbym cofnął się w czasie. Dlaczego jest tak wąsko i blisko siebie? Nie, nie dlatego, że wszyscy sąsiedzi się kochają i tak dobrze ze sobą żyją. Taki rodzaj architektury znany jest z całego basenu Morza Śródziemnego.

Tak gęsta zabudowa chroni mieszkańców od słońca. Budynki są wysokie i rzucają cień, który daje wytchnienie ludziom. Inaczej byłoby ciężko wytrzymać. Osobiście zwiedzając Bari, ciągle chodziłem mokry, i ratować się musieliśmy często zimnymi drinkami. Dawały one wytchnienie, ale tylko na krótki czas. Miasto ma też nieco nowocześniejsze dzielnice, jednak tam naprawdę trzeba się chować w cieniu, bo przy temperaturach rzędu 35-40 stopni Celsjusza w cieniu, naprawdę ciężko się zwiedza.

Port w Bari a w nim same smakołyki

Miejsce niesamowite. Parking a tuż na przeciwko. Miejsce w którym wieczorami przesiadują setki młodych ludzi. Przychodzą tu na różnego rodzaju kanapki i inne dania, spożywane w towarzystwie piwa. Tak, w Apulii pije się go naprawdę dużo, co nieco mnie zdziwiło, wszak Włochy to kraj wina. Przyczyną może być to, że gorzkawy napój, nieźle gasi pragnienie i nie jest tu zbyt mocny. Piwa mają w okolicach 4% zawartości alkoholu.

Wracając do portu, można tu zjeść owoce morza „crudo” czyli na surowo. Zapomnijcie o cytrynie, choć dostaniecie ją na talerzyku, lepiej jej nie używać. Stracicie w oczach miejscowych. Według nich, tak świeże morskie żyjątka, powinno się spożywać bez żadnych dodatków. Wtedy jak mawiają, czuć smak morza.

Talerzyk średnio kosztuje tu około 10 euro. Mamy na nim różne morskie smakołyki. Kalmary, krewetki, ośmiornica, lub Tartuffo, czyli morskie trufle (choć z truflami nie mają nic wspólnego, a szczególnie smaku:). Mają one nieco jodowy posmak i są trochę słodkie, trochę gorzkawe. Innymi słowy, ciekawy smak, rzadko u nas w Polsce spotykany. Dziwi też kalmar, bo myślimy, że będzie twardy na surowo. Tymczasem jest mięciutki i stawia zębom tylko minimalny opór. Oczywiście podają tu młode kalmary niedużych rozmiarów. Warto również spróbować małży na surowo. Choć to ostrygi wiodą prym, jeśli chodzi o wcinanie ich „crudo” i to na całym świecie, to małże z Apulii nie zawiodą Was absolutnie. Czuć w nich morze i jego słoność, lecz jednocześnie wyczuć można nuty słodkie, które doskonale równoważą smak całości. Jeśli więc lubicie owoce morza, to tu poczujecie się jak dziecko w sklepie z zabawkami.

Makaron z Apulii? To słynne Orecchiette

Krążąc uliczkami Bari możemy spotkać włoskie Nonny, wyrabiające świeży makaron Orecchiette, wprost na ulicy. Siedzą one cały dzień, przy czymś w rodzaju płaskich stołów i wyrabiają na nich ciasto z których formują „małe uszy”, co oznaczają Orecchiette w wolnym tłumaczeniu. Makaron ten powstaje w różnych kolorach. Obowiązkiem zaś każdego turysty, jest zakupić uczciwą ich porcję, zabrać do domu i po ugotowaniu spożyć. Na przykład w daniu Orecchiette con le cime di rapa, zwane także „recchitelle” lub „strascinati”. To jedno z najbardziej reprezentatywnych dań typowych dla Apulii, zwłaszcza w prowincji Bari. Jest to nic innego jak makaron z zieleniną, w postaci tak zwanej rzepy brokułowej.

Apulia to nie samo Bari. Choć miasto jest piękne, to region ma do zaoferowania dużo więcej malowniczych miasteczek, o których za chwilę…

Polignano a Mare

To piękna i kolorowa miejscowość położona tuż nad samym morzem. Mamy tu znów, wąskie uliczki, pięknie przyozdobione kolorowymi kwiatami. Wygląda to niesamowicie. Architektura jest typowa dla apulijskich miasteczek tego regionu. Jest czysto, pięknie i kolorowo. Mnogość knajpek daje nam możliwość zjedzenia wielu różnych dań. Mamy też moje ulubione owoce morza w dziesiątkach różnych odsłon. To daje nam możliwość posmakowania zarówno dań bezpośrednio z tego regionu, jak i dań bardziej ogólno-włoskich. Spacer zaś po tak urokliwym mieście, pozostanie na długo w Waszej pamięci. Zapewne też zaczniecie kombinować, co zrobić i jak, aby wrócić tu jak najszybciej.

Ze względu na skaliste wybrzeże, mamy tu dość niewielką plażę. Jest ona jednak bardzo oblegana i zdaje się, że nikomu nie przeszkadza ilość turystów, spędzających tu wakacje. Woda ma niesamowity kolor. Właściwie można tu usiąść w jednej z wielu knajpek, zamówić zimnego drinka lub piwo i rozkoszować się widokiem niesamowitego i bajecznie kolorowego wybrzeża. Zapewniam Was, że nie chce się wstawać i ruszać gdziekolwiek dalej. To nazywa się: RELAKS i powinno trwać odpowiednio długo (czytaj: jak najdłużej:)

Monopoli

To kolejne miasteczko, które warto zobaczyć będąc w Apulii. Jest tu równie pięknie jak w Polignano. Mamy piękną przystań, mnóstwo restauracji. Mamy również koncerty grane bezpośrednio ze statku dokującego w porcie. Na Piazza Garibaldi mamy mnogość knajpek, w których możemy posiedzieć w spokoju i się zrelaksować, zupełnie jak robią to miejscowi. Niestety przyznam szczerze, że nie mamy tego czegoś, co posiadają południowcy. Nie potrafimy żyć powoli, cieszyć się życiem, wszystko robić niespiesznie, czyli jak mawiają Włosi „piano, piano”. My gonimy wszędzie w pośpiechu i na czas. Staram się to wyplenić i u siebie i u żony, ale… nie jest wcale łatwo. Będziemy nad tym pracować:)

Lecce

To barokowa perła tego regionu. Jest tu po prostu pięknie a wędrując ulicami, czuć historię. Ciekwaym i mocno historycznym miejscem jest Piazza Sant’Oronzo i amfiteatr rzymski. Na środku placu stoi charakterystyczna kolumna z figurą świętego Orontiusa, czyli pierwszego biskupa miasta, który od 1656 roku jest patronem Lecce. Kiedy jedziecie tam autem elektrycznym, trzeba się gdzieś naładować. Znaleźliśmy wręcz idealne miejsce ze stacjami IONITY o mocy 350 kW.

Stacje znajdują się tuż obok hotelu o nazwie 8PIU Hotel. Niedaleko można zrobić zakupy w pobliskich marketach. jeśli jedziecie na południe od Bari w dół, na pewno nie pominiecie Lecce. Droga sama Was tu przywiedzie.

Grotta della Poesia – miejsce obowiązkowe

Grotta della Poesia to wspaniały naturalny basen położony w Roca Vecchia, w Salento , a dokładniej na wybrzeżu Adriatyku , pomiędzy San Foca i Torre dell’Orso. Znajduje się kilka kilometrów od Lecce i jest łatwo dostępny z każdego miejsca na półwyspie. Kiedy jedziecie główną drogą tuż za zakrętem po lewej zobczycie duży parking. W ładną pogodę jest tam sporo kurzu, szczególnie że parkuje tam „milion” samochodów. Wiadomo, każdy chce zobaczyć ten cud natury.

Nas urzekł niesamowity widok oraz ludzie, którzy bez żadnego lęku skakali z dość wysoka do wody. No cóż, może gdybyśmy mieli więcej czasu, również skorzystałbym z kąpieli. Jednak jak napisałem wyżej, my zawsze się śpieszymy, aby zobaczyć i zwiedzić jak najwięcej. Jednak pośpiech w takich razach, jest absolutnie złym doradcą.

Cóż, może z czasem i kolejnymi wyjazdami, nauczymy się robić wszystko nieco woniej, jednak dziś to jeszcze nie ten czas.

Takich pięknych miejsc oraz klimatycznych miasteczek jest tu bez liku. Nie da się ich opisać wszystkich w tak krótkich tekstach. Zachęcam jednak, abyście kiedy tu przyjedziecie sami odkrywali miejscowe atrakcje. Jak to zrobić? Wsiądźcie w auto, naładujcie baterie do 100%. Wybierzcie kierunek i… w drogę. Jeśli jakieś miasteczko po drodze się Wam spodoba, po prostu zatrzymajcie się i gotowe. To jak szukanie skarbów, a zapewniam Was, ze tych tu nie brakuje.

Arbelobello i słynne domki Truli

To miejsce wyjątkowo piękne. Niestety też wyjątkowo oblegane przez turystów. Co mogliśmy zauważyć. Miasto pełne jest specyficznej formy architektonicznej i to bardzo starej formy. Alberobello, to niesamowite miasteczko z prawie półtora tysiącem domków trulli, zbudowanych na planie koła i zwieńczonych stożkowymi dachami, których białe ściany przyozdobione są licznymi donicami kolorowych kwiatów. Te kwiaty często robią niesamowite wrażenie. Ciekawostką jest to, że dachy trzymają się mocno a nie zawierają ani grama zaprawy cementowej, czy jakiejkolwiek innej. Technologia z dawnych czasów:)

W miasteczku, kiedy się zwiedza, nie można sobie nie zrobić przerwy na małe co nieco. Przekąska i coś zimnego do picia, to jak złapanie łyka zimnego powietrza spacerując po Saharze. Aperol Spritz plus pyszne kanapki robione na miejscu. Druga część rodziny wybrała Bruschettę. Wszyscy byli bardzo zadowoleni, bo smak tych prostych potraw był dokładnie taki jaki być powinien. Odpoczynek również był wystarczający, do tego aby móc zwiedzać dalej. A zapewniam Was, że było co zwiedzać.

Czas ruszać do domu

W końcu podczas każdej podróży przychodzi jej kres. Niestety i nasz pobyt w Apulii dobiegł końca. Kraina ta, zrobiła na nas tak ogromne wrażenie, że na pewno jeszcze kiedyś tam zawitamy. Bez dwóch zdań. To jest pewne. Nie zobaczyliśmy wszystkiego. Zostało jeszcze całe zachodnie wybrzeże Apulii. Zapewne to właśnie tam skierujemy nasze elektryczne auto. Kiedy? Tego nie wiem, ale nie chcemy czekać zbyt długo. Na sam koniec kilka pięknych apulijskich widoków…

Została już tylko ostatnia część apulijskiej opowieści, czyli powrót do domu. Jednak nie bezie nudno. Co to, to nie:)

Koniec części 4.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *