Kiedy jeździsz po pięknej Apulii, masz piękną pogodę, zachwycające widoki, znakomite świeże jedzenie i wspaniałe lokalne wina, wcale nie chce ci się wracać do kraju. Chętnie byś został tu na miejscu i się stąd nie ruszał, przynajmniej jeszcze przez miesiąc czy nawet dwa. Niestety każda podróż dobiega końca i z każdej podróży musimy wrócić do rzeczywistości.
Ciężko będzie zostawić za sobą przejrzyste morze. Piękne plaże i piękne widoki. Ciężko będzie się rozstać z lokalnymi miasteczkami, które tak nas urzekły swoim spokojem i powolnym życiem miejscowych. Jednak czas płynie nieubłaganie i w końcu przyszedł dzień naszego wyjazdu. Nie będzie jednak nudy, absolutnie! To będzie epicki powrót w stylu EuroEVtrips. Przepełniony dobrymi hotelami, pysznym jedzeniem i znakomitymi winami. Czyli jak zwykle…😊.
Model 3 pełny, można jechać…
Tak więc spakowaliśmy naszą Teslę Model 3, w którą zapakowałem mnóstwo rzeczy. Przedni bagażnik to prawdziwy rarytas, jeśli jedziemy na wakacje. Można tam upchnąć naprawdę ogromną ilość przedmiotów. Jeśli zaś zapakujemy go lokalnym winem czy oliwą, warto dobrze nasze cargo zabezpieczyć.
Ja zabieram zawsze z domu małe kocyki, które idealnie nadają się na przekładkę między butelkami i zabezpieczają je przed zbiciem. Wtedy nawet na nierównościach, każda z „butelkowych” warstw jest dobrze chroniona i nie grozi nam wypadek w postaci zbitej butelki z czerwonym winem, lub co gorsza z oliwą. To byłaby nie dość, że duża strata jakościowa, to jeszcze w przypadku oliwy, koszmarna wizja posprzątania tłustego płynu. Nawet nie chcę myśleć☹. Od góry warto w przednim bagażniku położyć jakąś izolację. Odblaskowa mata z plaży lub coś, co ochroni nasze rzeczy przed zbytnim słońcem, którego akurat w Italii nie brakuje.
Tylny bagażnik to również same zalety
Przestrzeń pod tylnym bagażnikiem również jest nie do przecenienia. Można tam upchnąć wszelkie rzeczy, których nie będziemy potrzebować podczas jazdy. Tak zwane dmuchańce, maski, rurki, płetwy i inny sprzęt rekreacyjny, świetnie się tam pomieści. Przecież nie będzie nam on potrzebny podczas jazdy i powrotu do domu. Może tam więc spokojnie przeleżeć te ponad 2300 km, które mamy do przejechania.
No i zostaje jeszcze główny tylny bagażnik, gdzie ja akurat pakuję zawsze walizki, tak aby można je było wyciągnąć w każdej chwili i zabrać na noc do hotelu, w czasie powrotnej drogi. Duże idą do przodu bagażnika, a małe z tyłu, dla wygody. Mamy tam piżamy i ciuchy na przebranie. Niby jazda przez cały dzień nie spowoduje specjalnej udręki dla naszych ubrań, niemniej jednak, warto rano wrzucić na siebie coś świeżego. Człowiek, jakoś czuje się lepiej i bardziej rześko, co zdecydowanie sprzyja wielogodzinnej monotonnej jeździe.
Mała walizka podręczna oszczędzi nam dźwigania podczas tranzytowych noclegów
Dobrze jest również, co stosujemy z żoną od kilku lat, spakować małą podróżną walizeczkę z podręcznymi przedmiotami i piżamami, tak aby w czasie 2 czy 3 dni jazdy, nie taszczyć głównej dużej walizki, a z auta zabierać tylko tę małą podręczną i lekką, z ubraniami na każdy dzień podróży.
Sprawdza się to bardzo dobrze i jest to nasz patent na oszczędzenie sobie bólu pleców😊. Duże walizki są po pierwsze ciężkie a po drugie strasznie niewygodne do noszenia.
Ruszamy
Kiedy pakowanie dobiegło końca ruszyliśmy na północ.
Najpierw w kierunku stolicy regionu Bari, gdzie wjeżdża się na płatny odcinek włoskiej autostrady, wiodącej na północ kraju, a później w kierunku miejscowości Cattolica. Miejscowości, w której mieliśmy zarezerwowany nocleg.
Po drodze przy autostradzie jak zwykle korzystaliśmy z ładowarek sieci Free To X oraz IONITY. Są one umiejscowione albo przy autostradzie na stacjach benzynowych (włoska sieć Free To X), albo w cetnarach handlowych lub ich pobliżu (IONITY). Nam pasują jedne i drugie. Są to szybkie stacje o mocach od 300 do 350 kW. Zapewniają duży komfort ładowania a moc jaką otrzymujemy z tych stacji pomaga naładować auto bardzo sprawnie i szybko. Oczywiście wiele zależy od tego jakim elektrykiem jedziemy, bo pamiętajcie, że to zawsze auto decyduje jaką moc przyjąć ze stacji. Jeśli jedziemy Modelem 3, jak my, czy inną w miarę nową Teslą, możemy liczyć nawet na 250 kW mocy ładowania. Oczywiście tylko przez jakiś czas, jednak miło zobaczyć taki wynik na wyświetlaczu ładowarki. IONITY częściej można znaleźć w bezpośrednim sąsiedztwie centrów handlowych.
Przystanek obowiązkowy
Sportem narodowym Włochów jest notoryczne zatrzymywanie się na stacjach benzynowych przy autostradzie. Zawsze, ale to zawsze, niezależnie od pory roku, jest tam mnóstwo ludzi. Co tam robią zapytacie?
Otóż, Włosi uwielbiają w takich miejscach popijać Espresso i zajadać słodkie przekąski, w postaci różnego rodzaju pączków i słodkich wypieków, zróżnicowanych w zależności od regionu. Rogaliki, bułeczki, zarówno puste, jak i nadziewane, lukrowane itd., itd. Jak to się mówi: co kto lubi. W zależności od nastroju i preferencji.
Czy tak wygląda typowa stacja benzynowa? Cóż… we Włoszech zdecydowanie tak. W Polsce, zdecydowanie nie (niestety).
Oczywiście, jeśli chcemy się pożywić czymś bardziej konkretnym, nie będzie z tym problemów. Foccacie, Pannini, Pizza, do wyboru do koloru. A wszystko świeże i pachnące, chrupiące i na ciepło lub na zimno. W zależności od naszych upodobań. Nie znajdziemy tam jakże charakterystycznych dla naszej części Europy hod-dogów czy innych dań, za którymi osobiście nie przepadam.
Tam, mimo, że to dla Włochów „normalka”, jedzenie nawet na stacji benzynowej to inny poziom, zdecydowanie. Włosi znają się na dobrym jedzeniu. Dania są świeże i bardzo smaczne. Nawet zwykła kanapka z mortadelą, to absolutne mistrzostwo świata, jeśli chodzi o smak i świeżość.
Właściwie nie wiem, jak oni to robią, ale niezależnie o której godzinie robiliśmy postój, podczas którego kupowaliśmy na stacji jedzenie w postaci kawałka pizzy czy kanapki z Focacci, dania były zawsze bardzo świeże i chrupiące. To taka mała włoska tajemnica, jakby jedzenie w ogóle się nie starzało, leżąc w szklanej ladzie.
Przystanek Cattolica… miejscowość położona niedaleko popularnego Rimini
Piękne widoki, czyste ulice, bardzo zadbane. Wielka szeroka piaszczysta plaża, piękne pogoda. Mnogość restauracji i barów oraz… jakiś milion ludzi, dosłownie ocierających się o ciebie, kiedy idziesz ulicą. Setki rozkrzyczanych dzieciaków, szalejących na plaży i tuż koło niej.
Piasek na plaży tak drobny, że miałem wrażenie, że siedzę na stercie kurzu. Czy mi się podobało? I tak i nie.
Nasz hotel był całkiem ok. Miał garaż podziemny, jednak trzeba było zapytać i jasno określić, że chcemy akurat z tego rozwiązania skorzystać. Był płatny, z tego co pamiętam jakieś 20 euro.
Ale zdecydowanie warto zapłacić. Drugi darmowy duży parking, znajdował się po drugiej stronie hotelu (niejako na jego tyłach). Był całkiem ok, jednak ja wolę skorzystać z rozwiązań zamkniętych i zadaszonych, szczególnie kiedy mam samochód wypełniony bagażami. Jest to opcja zdecydowanie droższa, ale zdecydowanie lepsza i bezpieczniejsza zarówno dla samego auta jak i jego zawartości.
Dlatego staram się z niej korzystać, kiedy tylko jest dostępna w hotelach, w których przyjdzie nam nocować podczas podróży.
Tak więc, hotel był w porządku. Jedzenie z pobliskiej restauracji, było więcej niż w porządku. Włoska pasta smakuje wybornie, a w połączeniu z owocami morza, to zawsze strzał w dziesiątkę.
Ach to włoskie jedzenie
Moja żona wybrała małe Niocetti w sosie, które były lekkie niczym chmurka. Takie jakie powinny być. Spróbowaliśmy jeszcze tatara z tuńczyka, który okazał się mistrzostwem świata, jeśli chodzi zarówno o jego świeżość jak i wyborny smak.
Wino dobrze schłodzone w takich temperaturach smakuje zawsze wybornie, więc jedzenie było naprawdę dobre i godne polecenia.
Podsumowując restauracja La Puracia, mieszcząca się tuż obok naszego hotelu, okazała się strzałem w dziesiątkę. Jeśli powiedzą Wam tam, że nie ma już miejsc, bo mają dużo rezerwacji, nie poddawajcie się. Ja naciskałem na panią z obsługi i po tym jak obiecałem, że będziemy jeść naprawdę szybko, nagle okazało się, że miejsce się znalazło😊. Kwestia charakteru a raczej jego „upartości”. Jeśli bardzo czegoś chcesz, a my nie chcieliśmy szukać restauracji daleko od hotelu, po całym dniu w trasie, można sobie załatwić miejsce nawet przy zarezerwowanym stoliku. Cóż, życie… jak to się mówi😊.
Przejdźmy do samej miejscowości
Czy zatrzymałbym się tam jeszcze raz? Osobiście – nie. Poszukałbym zdecydowanie spokojniejszego i cichszego miejsca. Z mniejszą ilością turystów. Jednak, jeśli lubicie „zaszaleć”, poznać kogoś, potańczyć, posiedzieć przy głośniej muzyce w klubie, restauracji czy barze, to Cattolica nadaje się do tego idealnie. Dla mnie było za dużo, za głośno, za mało kameralnie. Po prostu, co kto lubi.
Kolejny dzień, czyli dalej w drogę…
Rano po śniadaniu w hotelu, typowo włoskim, bo nie chciałem opychać się jajecznicą i kiełbaskami, ruszyliśmy w dalszą drogę. Jednak wcześniej postanowiłem się nieco podładować. Dosłownie 500 metrów od hotelu, na stacji benzynowej przy głównej drodze. Mamy stację BeCharge o mocy 100 kW. Małe 20 minutowe ładowanie, dodało nieco zasięgu w naszej Tesli Model 3 Long Range.
Potem ruszyliśmy dalej. W kierunku Austrii
Przy austriackich autostradach ładowarek przybywa z roku na rok jak grzybów po deszczu. Niektóre dość długo czekają na uruchomienie, jak te dwie stacje BeCharge napędzane w 100% zieloną energią w Preitenegg, tuż przy autostradzie. Byłem w tym miejscu w odległości około 6 miesięcy i stacje ciągle stały nie uruchomione.
Jak widać nie tylko u nas idzie to czasami bardzo opornie. Po drodze lubimy się zatrzymać na mój flagowy posiłek.
Zapewne już wiecie😊. Wiener Schnitzel, zawsze jest na moim talerzu, kiedy przejeżdżam przez Austrię.
Niby to zwykły kotlet, jak mówi mój znajomy. Jednak mi ten „schabowy” (w najlepszej wersji robiony z cielęciny, choć wersja wieprzowa jest również bardzo dobra) bardzo odpowiada. Jest więc punktem obowiązkowym, kiedy zawitamy na austriacką ziemię. Oczywiście Schnitzel występuje wraz z pysznymi dodatkami. Najlepszym z nich w gorący letni dzień, jest zimne austriackie piwo😊.
Możecie go zjeść (sznycla) przy autostradzie w drodze do Polski, w restauracji LandZeit w miejscowości Premstatten, gdzie tuż obok restauracji znajdziecie kilka stacji sieci IONITY, gdzie można się naładować podczas posiłku. Mamy tam cztery stare stacje i dwie zupełnie nowe. Na starych czasami miałem problem z odpaleniem sesji ładowania. Na nowych nie ma takiego problemu. Sesja staruje błyskawicznie i bez problemu. Sieć IONITY jest z nami właściwie zawsze, kiedy jedziemy przez Austrię. Stacje są szybkie, kolejki rzadkie a ładowarki stoją w miejscach w których często znajdziemy również stacje benzynowe lub różnego rodzaju zajazdy z pysznym lokalnym jedzeniem.
Czechy, czyli coraz bliżej domu
W Czechach tradycyjnie zatrzymaliśmy się w naszej ulubionej lokalizacji, czyli stacji benzynowej, tuż przy autostradzie w miejscowości Vyskov. Tam mamy obecnie aż trzy szybkie stacje DC a każda o mocy 175 kW. Zawsze działają bez problemu, a moc ładowania jest tam zawsze bardzo przyjemna. Zdjęcie jeszcze sprzed remontu, podczas którego wymieniono stacje na bardziej nowoczesne i w liczbie trzech a nie jak wcześniej jednej o mocy 175 kW a drugiej zwykłej 50-ątki. Teraz jest o wiele lepiej i „mocniej”.
Późniejsza trasa to można powiedzieć już standard i nuda. Wjeżdżamy do Polski, droga na Kraków, potem Rzeszów i w końcu Lublin. No i rozpakowywanie auta. Po czym rzut oka na całość tego co udało się upchnąć w Model 3 po czym zaduma nad tym, jak ten samochód jest pojemny i jak dużo można w niego zmieścić i to bez większych problemów.
Potem siadamy i odpoczywamy, zastanawiając się… gdzie by tu pojechać przy następnej nadarzającej się okazji. A pomysłów mamy naprawdę dużo. Kolejny wyjazd już niedługo. Dowiecie się jak wyskoczyć na sylwestra do Włoch, mając w zanadrzu zaledwie parę dni. Czy warto? Zdecydowanie tak. Zrobiliśmy to i to Teslą Model 3 z najmniejszą baterią, czyli 60 kWh LFP.
Jednak o tym w kolejnej części opowieści z serii Elektromobilnych Przewodników po Europie. Koniec części 5 – ostatniej.