Kolejna z wypraw w którą wybrałem się z rodziną, to kierunek Chorwacja. Była to jedna z ciekawszych tras w jakie udało nam się wybrać autem elektrycznym. Chorwacja to piękny kraj… ale zacznijmy od początku.
Dzień zero, czyli 29 lipca 2021 roku,
Rozpoczęcie wielkiej przygody, z kilkoma tysiącami przejechanych kilometrów, ładowaniami na ciekawych stacjach, nie tylko Supercharger, ale o tym później, jedzeniem w ciekawych miejscach, w końcu z gotowaniem doskonałych dań, w których to również miałem swój udział, choć kucharz ze mnie żaden😊.
Auto naładowałem do 100%, jak to przed długą trasą. Tesla Model 3 pomieściła wbrew pozorom mnóstwo bagaży. Model 3 w wersji Long Range, naprawdę świetnie się sprawdza w dalekich podróżach.
Tesla Model 3 Long Range, auto nie byle jakie:)
Jest szybki, zwinny, trzyma się jezdni jak auto sportowe. Jednocześnie jest bardzo pojemny. Przedni bagażnik, niby nie za wielki, ale doskonale sprawdza się aby w niego upchnąć mnóstwo rzeczy. Materace dmuchane, maski do nurkowania, koce plażowe, to wszystko zmieści się tam bez problemu.
Bagażnik z tyłu auta, również jest zaskakująco obszerny. Biorąc pod uwagę to, że mamy dodatkową przestrzeń pod podłogą bagażnika, wychodzi na to, że jedna średnia walizka wchodzi nam extra, zupełnie nie ingerując w pozostałą do dyspozycji przestrzeń. Kiedy słońce wschodzi, auto naładowane „pod korek”, wszystkie bagażniki Tesli załadowane, a nasz drugi pilot, czyli mały York Leon, zrobił co pies robi pod drzewem, możemy wsiadać i jechać… Nareszcie, czas ruszać w drogę!
Tesla Model 3 to bardzo wygodne auto, powiedziałbym, że zadziwiająco wygodne. Kiedy się je prowadzi, po prostu czujemy, że mamy nad nim pełną kontrolę. Dodatkowo jego zawieszenie jest zestrojone bardzo dobrze, auto nie buja na zakrętach czy rondach. Amortyzatory idealnie wybierają nawet większe dziury. Model 3 ma tradycyjne zawieszenie, więc nie jest to tak zaawansowana forma, jak pneumatyka w Modelach S czy X. Jednak według mnie spisuje się bardzo dobrze.
W końcu jedziemy, jedziemy, happy days!
Pierwszy odcinek trasy prowadził do Krakowa, gdzie po małym odpoczynku i naładowaniu się, znów do pełna na stacji zaprzyjaźnionej firmy GO+EAuto, mogliśmy ruszyć w dalszą drogę. Biegła ona poprzez sieć Supercharger, na których nasz Model 3 ładował się bez żadnych problemów czy stania w kolejkach. Tylko raz musieliśmy czekać na podpięcie się do stacji, ale trwało to około 5-7 minut, więc nie zaburzyło planu podróży.
Nie omieszkaliśmy po drodze zatrzymać się na posiłek regeneracyjny w naszym ulubionym czeskim hotelu, a mowa tu o Hotelu Zamecek. Położonym tuż przy głównej trasie w miejscowości Mikulov, skąd inąd znanej z bardzo dobrych win. Ten region, czyli Morawy, słynie z doskonałych win, a ja mam nawet swoje ulubione wśród nich. Ale to nie reklama alkoholu, przejdźmy więc dalej.
Hotel Zamecek, ma bardzo dobrą kuchnię. Ilekroć tamtędy przejeżdżamy, po prostu musimy zatrzymać się na obiad. Czeskie knedliczki z wybornym mięsem, czy to wołowym czy wieprzowym, a do tego zawsze uczciwa porcja znakomitego czeskiego piwa. Niestety jako kierowca, znów muszę obejść się smakiem, jeśli chodzi o popitek podawany do obiadu. Używam więc czegoś w kolorze czarnym z dużą ilością kofeiny i niestety nie jest to ciemne piwo😊. Choć można tu zamówić również piwo bezalkoholowe.
Piękne widoki i dobra kuchnia to w Mikulovie standard.
Po zjedzeniu wybornego czeskiego obiadu, przy którym można podziwiać przepięknie położony miejscowy zamek. Leżący w pewnej odległości, po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko hotelu, można ruszać w dalszą drogę.
Austria przywitała nas gradobiciem
Wiedzie ona przez Austrię, do której wjeżdża się tuż za miejscowością Mikulov. Małym przystankiem, który bardzo lubimy jest miejscowość Poysdorf, ze swoim bajecznie położonym Superchargerem, wśród winnic, i pól golfowych.
Można tam usiąść i podziwiać zarówno winnice, jak i rozległe pola golfowe. Oraz mnóstwo austriackich emerytów oddających się temu szlachetnemu sportowi. Podczas tej kontemplacji i podziwiania widoków, można spróbować doskonałego Aperol Spritz. Potrafią je tu robić w sposób tradycyjny czyli tak, jak robią to w Mediolanie.
Wiedeń, zakupy i ładowanie
Po naładowaniu się, ruszamy dalej do Wiednia. Po kolejnych dość szybko przejechanych kilometrach, docieramy do stolicy Austrii, na Supercharger Gewerbepark Stadlau, gdzie mamy do dyspozycji tylko stacje w wersji V3. Czyli takie, które mają tylko złącze CCS, i moc 250 kW. W pobliżu jest mnóstwo sklepów, z których szczególnie polecam Billę Plus.
Rewelacyjnie zaopatrzony market, z mnóstwem luksusowych towarów, za rozsądną cenę (choć przez ostatnie lata, niestety trochę tu podrożało, na co narzekają sami Austriacy). Doskonałe suszone wędliny, znamienite wina, w obydwu kolorach, zarówno czerwone jak i białe, pyszne miejscowe pieczywo. Zaopatrzeni w małe co nieco, kiedy auto się naładowało osiągając w szczytowym momencie 171 kW mocy, ruszamy dalej.
Jazda autostradą przebiegała spokojnie, aż do momentu, kiedy zupełnie nagle i nieoczekiwanie zerwało się istne piekło. Grad walił o szklany dach Tesli a ja modliłem się, aby nic złego nie stało się z naszym środkiem transportu. Mieliśmy nim przemierzyć jeszcze setki kilometrów. Rozszalała się prawdziwa nawałnica, a auta zjeżdżały na boki autostrady. Zatrzymując się na awaryjnych światłach. Wycieraczki nie dawały rady na najszybszym biegu, a wiatr wyginał pobliskie drzewa, tak jak miałby je za chwilę wyrwać z korzeniami. Autostrada była biała, prawie jak w zimie, tylko że był to 30 lipca, godzina 17:00, środek lata☹.
Kiedy grad z impetem atakował Teslę, postanowiłem zjechać z autostrady i poszukać schronienia. Zjechaliśmy z głównej trasy i zmierzając do Superchargera Labnitzhohe, położonego tuż przy hotelu, na samym szczycie ogromnej góry, próbowaliśmy się kryć wjeżdżając do lasu. Tak wiem, że tak się nie robi ale przerażenie wzięło górę, a auto było choć trochę chronione przez wielkie dęby.
Kiedy grad przestał padać, wyjechałem z lasu i udałem się drogą biegnącą ostro w górę. Supercharger przywitał nas wiatrem i błyskawicami. Nie wiedziałem, czy podpinać w takich warunkach auto. Jednak pamiętając zapewnienia Tesli, co do warunków, w których można podpiąć samochód do szybkiej stacji ładowania, uczyniłem to mniej więcej w 10 sekund. Po których i tak byłem przemoczony do bielizny. Takiej zlewy nie widziałem już dawno.
W końcu odpoczynek
Trójka naładowała się dość szybko, kiedy my siedząc w środku rozmawialiśmy o tym co dzieje się na zewnątrz, a działy się rzeczy biblijne. Odpiąłem auto i skierowałem je z powrotem na autostradę, aby udać się w kierunku naszego noclegu. Czyli miłego hotelu Sudrast, położonego tuż przy autostradzie, w górach, w miejscowości Arnoldstein.
Tam po trudach całego pełnego emocji dnia mogłem w końcu zamówić duże zimne piwo i naprawdę odetchnąć i zrelaksować się. Rano po śniadaniu, pakowałem Teslę, lustrując jednocześnie powierzchnię lakieru i wszystkie szklane powierzchnie w aucie. Na szczęście nie znalazłem żadnych uszkodzeń. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że Tesla robi dobrą robotę produkując swoje auta. Odporność godna podziwu.
Dalsza droga prowadziła przez miasto VIllach, gdzie znów uciekaliśmy przed prawdziwym oberwaniem chmury, jednak tym razem się udało i ulewa została w tyle. Później Supercharger w Ljubljanie, czyli już na terenie Słowenii, przez którą to postanowiliśmy jechać, aby odwiedzić słynne jezioro Bled. Niestety tym razem słoweńska ulewa nas dopadła. Efektem było to, że jezioro zostało pominięte, gdyż w takich warunkach nie jestem przekonany, czy cokolwiek byśmy zobaczyli. Nie mówiąc już o robieniu jakichkolwiek zdjęć. A taki właśnie był plan. Podziwiać i uwieczniać, jak najwięcej, aby można było to wszystko pokazać Wam, naszym czytelnikom😊.
Za tunelem działa magia…
Magicznym miejscem, kiedy jedziesz do Chorwacji jest tunel SVETI ROK, długości ponad 5,5 kilometra, oddziela jakby dwa różne światy. Z jednej jeszcze kontynent, z chłodniejszym zdecydowanie klimatem, z drugiej, kiedy pokonasz już tunel, śródziemnomorze, z temperaturą o kilka stopni wyższą, jasnym niebem, brakiem chmur i przyjemnym morskim i łagodnym klimatem. Po przekroczeniu tunelu, jazda jest już jakby spokojniejsza, ładowanie to prawdziwy odpoczynek, a na stacji można się pokusić o zrobienie dla żony Ginu z tonikiem:). Wiadomo, dla kierowcy pozostają tylko bezalkoholowe napije…
W tunelu zawsze działa magia, a wyjeżdżając z tunelu, zawsze mam uśmiech na twarzy i obserwuję samochodowy termometr, który nigdy nie kłamie i uszczęśliwia nas zdecydowanie wyższą temperaturą. Tak było i tym razem, a ulewy, które ścigały nas przez „pół Europy” zostały za nami, z tyłu. Zatrzymały się na górskim paśmie, pod którym my bezpiecznie przejechaliśmy naszą Teslą. Po raz pierwszy też, użyłem przeciwsłonecznych okularów. Tu słońce uśmiecha się do ludzi zawsze szeroko.
Tak było i tym razem.
Teraz już nic nas nie powstrzyma a deszcz i grad, to tylko mgliste wspomnienie. Kierunek Półwysep Peljesac…c.d.n. Koniec części 1.