Miało być 3 części opowieści rodem z Chorwacji, jednak materiału i zdjęć jest tak dużo, że raczej nie da się tego opisać w 3 odcinkach. Mam nadzieje, że nie zanudzę Was czterema częściami? W końcu ciężko opowiedzieć o czymś tak ciekawym i rozległym jak chorwacki półwysep na zaledwie kilku stronach tekstu. Tak właściwie to niemożliwe. Najlepiej jak sami się tam wybierzecie. Ja tylko nieco opowiem o tym co my przeżyliśmy i co naszym zdaniem warte jest zobaczenia oraz spróbowania.
Pobyt w Orebicu, głównym mieście półwyspu ma wiele zalet. Domy do wynajęcia są blisko plaż, a właściwie jednej wielkiej plaży, ciągnącej się przez prawie całe miasto. Takie odniosłem wrażenie. Woda, jak to w Chorwacji, kryształ i cieplutka, jak zupka:) Na plaży nie było specjalnego tłoku, choć rodaków nie brakowało. Jeśli macie taką możliwość, to wybierzcie się tam raczej w czerwcu lub wrześniu. Jeśli macie pociechy w wieku szkolnym to opcja ta niestety odpada. W miesiącach ściśle przylegających do szczytu sezonu, jest ciągle bardzo ciepło, ale zdecydowanie luźniej, jeśli chodzi o ruch turystyczny. To duża zaleta.
O dziwo, kiedy wylądowałem na ładowarce sieci Elen podpinając auto, zjawiła się identyczna trójka (Tesla Model 3 LR) na chorwackich „blachach”. Kiedy kierowca wysiadł i popatrzył na mnie, krzyknął: „Hej, ja Cię znam, ty jesteś TeslaKlubPolska”, to mnie rozbawiło, ale też niezmiernie ucieszyło. Po dłuższej rozmowie dowiedziałem się, że ludzie z Tesla Club Croatia, zaglądają i czytają to co piszę. Duża i jakże miła niespodzianka, której w życiu bym się nie spodziewał…
Gotowanie… to podstawa
Moja żona, kiedy znajdzie się w nowym miejscu uruchamia swoją dociekliwość kulinarną. Co wszystkim nam wychodzi na dobre, bo nagle na stole, można zobaczyć przepyszne lokalne dania z lokalnych i na miejscu zakupionych składników. Może by tak zrobić coś w chorwackim stylu? Co do chorwackiego stylu życia i gotowania, nie mogło w naszej kuchni zabraknąć pieczonej w całości świńskiej nogi. Przysmak z chrupiącą skórką i wybornymi dodatkami. Do tego oczywiście miejscowe doskonałej jakości wino…
Półwysep Peljesac to miejsce magiczne. Ze swoimi niezapominanymi trasami, widokami zatok, słońcem zachodzącym za horyzont. Ze swoimi rewelacyjnymi restauracjami, w których szefowie kuchni wiedzą, co to dobre jedzenie. Wreszcie ze swoim doskonałym miejscowym winem, za którym człowiek tęskni przez resztę roku siedząc w domu, paląc w kominku i oglądając wspomnienia z wakacji. Po to właśnie powstają Elektromobilne Przewodniki po Europie. Abyście i Wy mogli się wybrać w miejsca, które odwiedziliśmy. Spróbować wyśmienitych dań, z miejscowych restauracji, ale też, być może jeśli lubicie to robić, ugotowali coś lokalnego. Korzystając z naszego kulinarnego kącika, gdzie znajdziecie mnóstwo ciekawych dań.
Ston, oznacza sól doskonałą…
Kolejnym naszym celem było miasto Ston, słynące z produkcji soli. Stonskie saliny znane są już z czasów starożytnych a metoda wytwarzania soli w ten sposób ma już 4000 lat. Półwysep Peljesac słynie z tej soli. Zakupiliśmy oczywiście trochę miejscowej soli do domu. Zarówno tej smakowej, dla turystów, jak i tej zwykłej, dużo tańszej. Cóż, faktycznie ta sól jest ….słona:)
Dla mnie sól to sól, nie jestem koneserem. Jednak warto zrobić sobie jej mały zapasik i zawieść do Polski, i zaufać miejscowym ,którzy twierdzą, że miejscowa sól jest „najbolja” czyli najlepsza. Ston, to też piękne miejsce ze starymi zabudowaniami i 900 metrowymi murami obronnymi. Miały one chronić w czasach Republiki Dubrownickiej, tak wartościowe zasoby jak sól. Kiedyś była ona bardzo wartościowa, nie to co dziś…
Małże i ostrygi to tutaj codzienność
Zatoczki wokół Stonu, to również miejsca hodowli małży i ostryg. Grzechem więc było nie spróbować tych przysmaków, podawanych oczywiście z miejscowym dobrze schłodzonym białym wytrawnym winem. Owoce morza są wyciągane praktycznie na naszych oczach z wody. Przyrządzane w ekspresowym tempie i podawane do stolika z niesamowitym widokiem na zatokę i hodowlę mięczaków. Próbowaliśmy Ostryg oraz lokalnych Małży. Wszystko pyszne i świeże. Widok był niezapomniany, dopełniając całości w sposób idealny. W dobrym posiłku nie tylko jedzenie jest ważne. Ważny jest anturaż w którym to jedzenie spożywamy.
Prawdziwa perła – kierunek Dubrovnik
Po Stonskich atrakcjach, czas ruszyć do chorwackiej perły, którą niewątpliwie jest Dubrovnik. Miasto stare i zabytkowe, z przepiękną starówką, na której możecie się ugotować podczas upalnego chorwackiego lata. Jest pięknie, ale „kapello” na głowę jest wskazane.
Ceny? Cóż, to Dubrovnik, nie jest tanio, ale jest na pewno smacznie. Możecie zadać sobie trochę trudu i wyhaczyć na przykład lunch za 10 euro. Jest smacznie i tanio ( w takiej akurat opcji). Jeśli macie zamiar zjeść normalny posiłek składający się z kilku dań, do tego wypić zacny trunek w kolorze białym lub czerwonym, przygotujcie się na dużo wyższe wydatki, niż wspomniany wcześniej lunch za dychę…Podsumowując, będąc w Chorwacji, musicie pojechać do Dubrovnika. To pozycja obowiązkowa. Dubrovnik zaczarował nas swoimi zabytkowymi wąskimi uliczkami. Swoim gwarem (głównie powodowanym przez turystów), swoją różnorodnością i przede wszystkim tym co cenię i lubię najbardziej… jedzeniem i winami.
Nasza baza wypadowa… Orebic, miasto kapitanów
Jeśli jesteście na Półwyspie Peljesac, na pewno warto się wybrać statkiem z portu w Orebicu na wyspę Korcula. Jest tam pięknie. Te wszystkie zabytki, stare budynki, piękny port, jachty, łódki, tworzą niezapomniany klimat. Ceny niestety są na Korculi trochę zwariowane, ale kuchnia doskonała, składniki najwyższej jakości. Jak by powiedzieli włosi :”Frito Misto” czyli owoce morza w lekkiej panierce z krupczatki, podane z cząstką cytryny z dodatkiem w postaci lodowatego piwa w kuflu, są po prostu mistrzostwem świata. Polecam gorąco, jeśli lubicie, zamawiajcie, jeśli nie znacie? Spróbujcie koniecznie…
Gotowanie mamy we krwi.. po chorwacku również
No dobrze, wyjaśniam, ż nie ja mam gotowanie we krwi. Jeśli macie tak zdolną żonę jak moja, możecie pokusić się na przykład o ugotowanie znanego na chorwackim wybrzeżu dania. Jest nim Crni rižot, czyli rizotto barwione inkaustem z kałamarnicy, z dodatkiem świeżych kalmarów. Owoce morza to moja specjalność, ale nie to żebym je gotował, bo tego nie potrafię. Jestem mistrzem w czyszczeniu wszelkiego rodzaju morskich stworzonek. Przyrządza je zaś moja żona, i uważam, że robi to lepiej niż nie jeden sławny szef kuchni. Kalmary najpierw czyścimy i wyciągamy z nich coś w rodzaju ich szkieletu, taki półprzezroczysty kościec, który znajduje się centralnie wewnątrz kalmara.
Potem obieram każdego kalmara z cienkiej zewnętrznej skórki. Kiedy już są czyściutkie, do gry wchodzi prawdziwy Top Chef, czyli moja żona. Czaruje, gotując ryż arborio, taki jest najlepszy do rizotto. Dodaje barwnik pozyskany z kałamarnicy, dodaje kalmary i młody bób. Danie nazywa się „Crni rizot z mladym bobem”. Potem działa magia gotowania i na talerzu ląduje coś, co wymaga drugiej i trzeciej dokładki… a może i czwartej, jak coś zostanie. Polecam Wam, danie jest doskonałe. Możecie go spróbować również w restauracji, ale to nie to samo… Tam jest po prostu gorsze, choć nie mówię że złe…
Zachęcam Was więc do gotowania we własnym zakresie, jeśli potraficie i lubicie to robić. Chorwackie składniki są naprawdę doskonałej jakości. Może nie jest tanio, ale gdzie dziś jest tanio?
Darmowy parking? To możliwe.
Byłbym zapomniał, odnośnie tego, że obiecałem Wam podpowiedzieć jak zwiedzić Dubrovnik i mieć tani parking. Ja miałem to szczęście, że był darmowy, ponieważ sieć stacji ELEN, kiedy byliśmy w Chorwacji nie miała jeszcze opłat. Teraz już ma, ale wróćmy do tematu.
Podjeżdżamy na stację Elen blisko starego miasta w Dubrovniku. Mały placyk pełen taksówek. Kiedy Was zobaczą rozstąpią się, jak nie przymierzając, Morze Czerwone. Ujrzycie ścieżkę, którą możecie śmiało cofnąć tyłem pod stację ładowania. Podpinacie złącze Type 2, i idziecie w miasto. Auto ładuje się jakieś 3 godziny a Wy spokojnie zwiedzacie i zajadacie smaczne rzeczy. To taki mój mały patent na bezpieczne i pożyteczne parkowanie, tuż obok starówki w Dubrovniku, gdzie nie każdy może wjechać. Oprócz oczywiście Taxi i EV, poza tym „taksiarze” są tam mili i przypilnują Wam waszego elektrycznego auta.
Został już tylko powrót, ale to ciekawa historia na osobną część opowieści… c.d.n