Nareszcie w końcu nadszedł ten moment i rozpoczęliśmy zwiedzanie najbardziej kolorowego regionu Włoch czyli Cinque Terre.
Aby w spokoju móc zwiedzić ten piękny zakątek Italii, najlepiej wybrać się w podróż miejscowym pociągiem. Bilety można nabyć na stacji kolejowej w miejscowości La Spezia.
Jeden bilet – 5 miast
Kupując jeden bilet, który kosztuje około 32 € za dwie osoby. (Ceny są dość dynamiczne i zmieniają się często. Właściwie, to nie bardzo potrafię rozgryźć klucz, według którego się to dzieje. Nie zmienia to faktu, że nie jest jakoś super drogo). Dzięki niemu możemy bez problemu podróżować pociągiem tam i z powrotem, do każdej z pięciu miejscowości położonych na liguryjskim wybrzeżu. Chodzi oczywiście o miasteczka takie jak: Monterosso, Vernazza, Riomaggiore, Corniglia oraz Manarola. Ze względu na swój unikatowy charakter i niepodważalny urok, zostały one wpisane na listę światowego dziedzictwa kulturowego.
Tak więc zakupiliśmy wspomniane wyżej bilety automatycznie w maszynie, której obsługa jest dość intuicyjna. Nie śpieszcie się jednak, bo jeżeli macie szybkie palce i lubicie klikać, to trzeba się wstrzymać. Ponieważ maszyna nie jest demonem prędkości. Jeśli więc naciśniecie jakiś konkretny wybór na ekranie, który was interesuje np. bilet dla dwóch osób, trzeba odczekać moment aż maszyna zdąży zareagować. To taka mała wskazówka.
Po zakupieniu biletu śmiało czekamy, przyznam szczerze w niezłym ścisku 🙂 na przyjazd pociągu. Na szczęście kursują one bardzo często. Wagony zazwyczaj są dwu poziomowe, bardzo nowoczesne i bardzo wygodne.
Oczywiście klimatyzowane a na końcach każdego wagonu znajdują się ekrany informacyjne. Na nich możemy przeczytać w którym obecnie znajdujemy się miejscu, w jakiej miejscowości, podczas zwiedzania Cinque Terre.
Start – Monterosso al Mare, czyli zaczynamy od końca
Właśnie tak brzmi nazwa pierwszej miejscowości, którą postanowiliśmy zwiedzić, jednak ostatniej na szlaku Cinque Terre. Wysiedliśmy z pociągu na ostatniej stacji, właśnie w miejscowości Monterosso i udaliśmy się nad samo morze. Będziemy zaczynać nasze zwiedzanie, jakby od końca. Czyli od ostatniej miejscowości i kierować się z powrotem w kierunku La Spezii, z której wyjechaliśmy.
Jak się okazuje jest tutaj piękny długi deptak, oraz długa piaszczysta plaża. Na deptaku mamy mnogość lokalnych restauracji, gdzie jak zobaczycie za chwilę można zjeść prawdziwe przysmaki, przyrządzone wręcz po mistrzowsku.
Jeśli jesteś nad morzem przynajmniej w naszym wypadku, zawsze warto spróbować lokalnych owoców morza oraz ryb. My wybraliśmy przystawkę z sardynek. Tuńczyka w sosie cytrynowym z ziołami oraz, jak zwykle nie mogłem się bez tego obyć, słynne włoskie Frito Misto. To wszystko w wybornym lokalu z bardzo miłą obsługą, którego recenzję i opis znajdziecie tutaj: w kategorii Polecane Restauracje.
Do picia wzięliśmy oczywiście Vino da la Casa. Białe, wytrawne. Lekko cytrusowe i delikatne. Oczywiście dobrze schłodzone:). Kiedy słońce przygrzewa taki właśnie trunek wydaje się wręcz idealnym uzupełnieniem pysznego posiłku.
Posiedzieliśmy sobie przy stoliku, jedząc wyborne wręcz dania. Pijąc bardzo dobre wino i rozprawiając na temat uroków, takich właśnie wyjazdów. Niezbyt długich, zaledwie kilkudniowych. Wypełnionych jednak od rana do wieczora pięknymi włoskimi widokami, znakomitym jedzeniem, jeszcze lepszymi winami, oraz spokojem. Spokojem, który czujemy zawsze, kiedy odwiedzamy Włochy, czy inne śródziemnomorskie kraje. Jest tu po prostu wyjątkowo. Niezależnie czy to Francja, Chorwacja, Włochy, czy inny kraj położony nad tym właśnie morzem. Potrafią się tu totalnie wyluzować. My dopiero się tego uczymy:)
Drugi przystanek to Vernazza
Małe kolorowe miasteczko, bardzo kolorowe. Obejrzeliśmy tam malowniczą zatoczkę z charakterystycznymi małymi i jakże kolorowymi łódkami. Miejsce spokojne, jak to małe włoskie miasteczka, jednak nawet na koniec września, dość mocno oblegane przez turystów. Szczególnie z USA. Poznaliśmy tam kilka osób, które przyjechały do Cinque Terre właśnie z tego kraju. Czy było więc pusto? Nie… Czy było spokojnie i przyjemnie? Tak. Takie miasteczka mają coś w sobie. Coś co sprawia, że po prostu czujesz się w nich dobrze. Tak było również tu w Venazzy.
Trzecia jest Manarola
Położona jest ona 70 m n.p.m. i liczy 398 mieszkańców, czyli niewiele. Mała, podobna z wyglądu do Riomaggiore, zbudowana została na brzegach rzeki Rio Groppo. Rzeka ta obecnie płynie pod jej głównymi ulicami, Via Discovolo i Va Birolli.(taka ciekawostka)
W Manaroli jest kolorowo, pięknie, nieco gwarno i powiedziałbym bardzo relaksacyjnie. Człowiek się czuję tutaj bardzo dobrze. Wpływ lekkiej bryzy od morza w połączeniu z włoskim słońcem, to idealne antidotum na stres. To też idealne miejsce na to, aby nieco zwolnić tempo życia. Usiąść w jednej z restauracji, przy stoliku z widokiem na morze. Zamówić pyszne lokalne danie i delektować się zarówno pięknym widokiem, pysznym jedzenie, jak i lampką doskonałego włoskiego wina.
Mamy tu ładny placyk, przez który trzeba przejść aby dostać się nad samo morze. Jest też główna ulica naszpikowana małymi lokalami i sklepikami. Mamy można powiedzieć (tak to wygląda) dziury w ścianie. Czyli mini lokale, gdzie przyrządzają znakomite owoce morza w postaci Fritto Misto. Dostajecie je w papierowych tutkach, coś w rodzaju rożka z gazety. Super prosty i stary patent, na którego widok, pracownicy naszego sanepidu dostaliby ataku serca.
Riomaggiore
To kolejny nasz przystanek, już czwarty. Riomaggiore to wyzwanie i to dosłownie. Dlaczego zapytacie? Oto dlaczego…
Wspinaliśmy się tam po dość stromym szlaku. Wiedzie on ostro w górę, tworząc swego rodzaju tarasy. Można na nich zauważyć coś w rodzaju ogródków, gdzie miejscowi uprawiają warzywa. To dość karkołomne, wspinać się tam i doglądać upraw, podlewać rośliny itd. Jednak mieszkańcy chyba są do tego przyzwyczajeni. Taki spacer jest bardzo ożywczy. Spocicie się niewiarygodnie, bo słoneczko przypieka nawet na przełomie września i października. Ale to ma swoje plusy, bo spalicie mnóstwo kalorii. Bez wyrzutów sumienia więc, będziecie mogli usiąść w jednej z licznych tu małych knajpek. Zjeść coś, co pochodzi prosto z wód okalających całe Cinque Terre.
Nie oszczędzajcie się więc. Zasuwajcie w górę i w dół a widoki które tu zobaczycie na długo zostaną w Waszej pamięci. Poza tym, jeśli przyjedziecie tu raz, na pewno zechcecie tu wrócić. Zupełnie jak my. I to rok po roku:). Kiedy już nasycicie Wasze oczy tymi obłędnymi widokami, szybko wracajcie do pociągu, bo nagle okaże się, że dzień chyli się ku końcowi. Wy natomiast, w naszym przypadku właśnie tak było, nie zdążyliście zobaczyć jeszcze Corniglii. Niestety czasami atrakcji jest tak dużo, że jeden dzień to za mało aby wszystko zobaczyć.
Niestety nie zobaczyliśmy jednej z miejscowości kolorowego włoskiego wybrzeża. Jednak nie oznacza to, że nie wrócimy tam. Kto wie, może nawet nie jeden raz, w najbliższych latach. Jest tam bardzo przyjemnie, a kuchnia i wina to poezja smaku. W jednej z kolejnych opowieści o Cinque Terre, tak będzie kolejna część, związana z Toskanią i właśnie Cinque Terre. Opowiemy Wam, gdzie jedliśmy jedne z najlepszych i najdroższych kanapek w naszym życiu. Czy było warto? Zdecydowanie tak… ale o tym innym razem.
Koniec części 3, ale nie ostatniej:)