Polecane noclegi – Austria, Parkhotel Tristachersee

Ocena 5*****

Jesteśmy po prostu zakochani. Dosłownie.

Ten hotel nas oczarował i zauroczył. Spokojny i cichy, położony jakieś 45 km od najwyższego szczytu Austrii czyli Großglockner, (Grossglockner), który to liczy sobie bagatela 3798 m n.p.m. Dość wysoko:)

Do hotelu wiedzie wąska droga, lecz asfaltowa droga. Sam hotel położony jest nad górskim jeziorem i znajduje się około 930 m.n.p.m. Kiedy tam przyjechaliśmy z naszego balkonu ukazał się cudowny widok, właśnie na jezioro. Jednak pływała w nim para staruszków, na oko około 80 lat. Co nas mocno zdziwiło, bo takie jeziora, kojarzą się z tworami polodowcowymi i strasznie zimną wodą.

Wyjaśnienie przyszło dość szybko, kiedy rozmawiałem z właścicielem hotelu. Okazało się, że na dnie jeziora biją ciepłe źródła, więc z tą temperaturą nie ma absolutnie tragedii.

Hotel z duszą

Sam hotel to bardzo stary budynek. Z tradycjami. Prowadzi go zaś, bardzo miła i bardzo uczynna austriacka rodzina. Właścicielami są cztery osoby, jak zrozumiałem. Starsze małżeństwo i ich córka z mężem. Są oni szalenie mili i właściwie od samego początku zwracają się do Ciebie, jakbyście się znali co najmniej od dekady.

Marie-Teres (córka, czyli młodsze pokolenie) jest też somelierką , i naprawdę potrafi wybrać do hotelu znakomite trunki. W tym roku na przykład, odwiedzili Burgundię, przywożąc stamtąd nieziemskie wręcz wina. Oczywiście nie wypijecie tu wina za 2 czy 4 euro, ale zapewniam Was, że każda lampka wypita w tym hotelu, to wino wyjątkowe i długo będziecie o nim rozmyślać, jak ja:)

Zrównoważone, o głębokim smaku i aromacie. Jednocześnie to wina nie nachalne, lekkie, o małej kwasowości. Przynajmniej te które piliśmy. Nie spróbowaliśmy oczywiście wszystkich win, bo jeden nocleg, to zdecydowanie za krótko aby to zrobić. Plan jednak przewiduje odwiedzenie tego hotelu jeszcze raz, i tym razem na pewno nie na jeden nocleg.

Hotel, zadbany w każdym szczególe

Przejdźmy do samego hotelu. Jest on bardzo czysty, zadbany i to zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz w części nazwijmy ją ogrodowej. Ma swój niepowtarzalny klimat, to zdecydowanie. Na prawo od wejścia mamy wygodną windę, nieco nie pasującą do całości, bo jest dość nowoczesna. Jednak winda w takich hotelach jest na wagę złota. Szczególnie gdy taszczysz ciężkie walizy z auta stojącego na parkingu pod hotelem.

Pokoje są przestronne i wygodne, z dużym balkonem no i pięknym widokiem. Mamy też do dyspozycji duże i czyste łazienki, a po całym dniu jazdy, uwierzcie mi. Prysznic jest na wagę złota. Są mięciutkie ręczniki i kosmetyki dobrej jakości.

Przyjechałeś elektrykiem? Super, to był bardzo dobry wybór

Co ważne dla elektromobilnych, hotel posiada stację ładowania aut elektrycznych. Słupek 22 kW, z opcją płatności kartą kredytową. Rewelacyjne rozwiązanie. Koszt 1 kWh to 0,40 euro, czyli około 1,70 zł. Tak więc naładowanie na przykład większości baterii w Tesla Model 3 Long Range, to koszt około 100 złotych (zakładając, że naładowaliśmy około 60 kWh energii, co stanowi 80% pojemności baterii netto w tym aucie. W nowszych modelach baterie są nieco większe, my jednak byliśmy Teslą z 2019 roku i bateria miała pojemność = 75 kWh).

Mamy więc dobry nocleg, mamy ładowanie naszego auta na prąd. Mamy wyborne wina… czego nam brakuje?

Jedzenie… to rzecz wyjątkowa w tym hotelu

Po pierwsze, kiedy wchodzicie na salę restauracyjną doznajecie lekkiego szoku. Wszystko w szkle (mówię o ścianach, mają duże przeszklenia), dzięki temu widzicie jak na dłoni całe jezioro, a to robi niesamowite wrażenie. Po drugie nie możecie usiąść, gdzie zechcecie. Obsługa, a często sami właściciele zajmą się Wami, i zaprowadzą Was do odpowiedniego stolika, gdzie czeka na Was już karteczka z Waszym nazwiskiem. Potem już zawsze siadacie właśnie przy tym właśnie stoliku.

Wykupiliśmy opcję dodatkowego posiłku. Popołudniowa, nazwijmy ją obiadokolacja, była wprost rewelacyjna. Czuliśmy się jak w restauracji z gwiazdką Michelin, i to więcej niż jedną. Przystawka w postaci pstrąga z dodatkami, które ciężko mi było rozpoznać, bo były podane w formie musów, smakowała wprost nieziemsko. Nie wiem, jak można w ogóle przyrządzić tak rybę (Dlaczego się dziwię? Bo nie lubię i nie jadam ryb. Tą pochłonąłem i miałem zdecydowany niedosyt.)

Na danie główne podano nam właściwie dwa różne dania, można było wybrać, więc degustowaliśmy i dzieliliśmy się swoimi porcjami wraz z żoną. Ja wybrałem Ragu z jelenia, z dodatkiem kluseczek zwanych tu szpeclami. Kluseczki te zjecie nie tylko w Austrii, ale również w sąsiedniej Bawarii, po niemieckiej stronie granicy. Do tego podano lekko obgotowane brokuły, oraz prażone migdały. Nie zapomniano również o odrobinie żurawiny, która delikatnie przełamywała smak dziczyzny.

Moja żona wybrała coś lekkiego. Filet z pstrąga (z własnej hodowli), w chrupiącej panierce, z dodatkiem kaszy jęczmiennej z duszonym selerem naciowym. Do tego podano pure z selera i wszystko przyozdobiono cytrynową pianką. Ten lekki piankowy całus, dopełnił ferie smaków, które oferowało to danie. No i nutka cytrynowa idealnie pasowała do ryby. Ryba i cytryna to zawsze udany związek:)

Powiem tylko jedno: POEZJA SMAKÓW i AROMATÓW. Bez dwóch zdań. To był najlepszy posiłek, jaki zjedliśmy w hotelu od wielu lat. Oczywiście zostawił duży niedosyt, dlatego plan zakłada powrót do tego hotelu. I to jak najszybciej:)

Desery to poezja smaków

Po takiej kolacji postanowiliśmy pospacerować, co zalecam każdemu, kto pochłonie 3 daniowy posiłek popije go doskonałym winem a na koniec przyjmie konkretną porcję deserów. Deserów zaznaczam, wyrabianych w hotelu. Jak lody własnej roboty, czy strudel. Jednak nie zwykły wypełniony jabłkami, jaki znamy z tych rejonów Europy. To, jak powiedział mi właściciel hotelu Wayne, strudel wyjątkowy. Strudel wypełniony pysznym i delikatnym serem o smaku wanilii. Podawany na ciepło i koniecznie w towarzystwie waniliowego gorącego sosu. Dokładka była niestety koniecznością. Cóż, łakomstwo to podobno grzech, jednak bardzo przyjemny…

Wracając do spacerku, można tu obejść całe malownicze jezioro dookoła. Są specjalnie zrobione ścieżki, więc nie trzeba się przedzierać przez las. Jest cicho i spokojnie. Mimo, że hotel do małych nie należy, to nie ma tu tłoku. Naprawdę można się wyciszyć i zapomnieć o całym świecie. Można też odbyć spacer po hotelowym ogrodzie, gdzie w małych mini zbiornikach wodnych możemy zobaczyć pływające pstrągi, a nawet pokaźnych rozmiarów jesiotry.

Na tym zakończę już opis tego miejsca. Można by jeszcze wiele napisać o tym hotelu, ale chyba lepiej samemu się tu wybrać i przeżyć na własnej skórze to co myśmy przeżyli. Zapewniam, że nie będziecie żałować ani minuty spędzonej w tym wyjątkowym miejscu.

Adres: Tristacher See 1, 9908 Tristach, Austria

Telefon: +43 4852 67666

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *