Po dwóch dniach jazdy, dotarliśmy do celu. Północne krańce Włoch i takie miasta jak Udine, czy Triest. Kolorowe, zabytkowe, spokojne o tej porze roku. Właśnie o to nam chodziło. O ciszę i spokój. Z daleka od turystycznych włoskich szlaków. Zimą do Włoch udają się albo fanatycy nart, albo ludzie szukający relaksu. My potrzebowaliśmy zdecydowanie właśnie tego drugiego. Liczyliśmy również, że w mieście przez które zazwyczaj tylko przejeżdżamy, odnajdziemy nieco spokoju i przede wszystkim ,że o tej porze roku nie będzie tu tłumów turystów.
Nie przeliczyliśmy się. Okazało się, że faktycznie Udine było nieco pustawe i nie było większych problemów nawet z zaparkowaniem naszej Tesli. Co jak sami zapewne wiecie, nie jest często łatwe, kiedy zwiedzacie włoskie, piękne miasta.
Apartament, mały ale przyjemny
Nie wiem ile metrów kwadratowych miał nasz apartament. Nie był zbyt okazały, za to przytulny i bardzo ciepły. Miał niewielki balkon. Łazienka była czysta i dość spora, jak na tak mały lokal. Główny pokój stanowił jakby połączenie części wypoczynkowej z częścią jadalną oraz małą kuchnią. Była ona wyposażona we wszystko co niezbędne podczas kilkudniowego pobytu. Dużym plusem było również to, że był bardzo tani. Można trafić taką nazwijmy to promocję, szczególnie jeśli rezerwujemy coś prawie w ostatniej chwili. Sypialnia, choć niewielka, jak wszystko w tym mieszkanku, była wygodna i naprawdę można się było wyspać na podwójnym małżeńskim łóżku. Zobaczcie zresztą sami, jak to wyglądało.
Pierwszy włoski posiłek
Kiedy przyjeżdżamy do Włoch, zawsze lubimy zjeść coś, co koresponduje z naszym nastrojem, co do jedzenia właśnie. We Italii w 95% przypadków jest to pasta, czyli jakaś odmiana makaronu, lub jego pochodne, jak Ravioli z ricottą. Do takich włoskich klimatów wybrałem białe lekkie wino. Jednakże z zupełnie innego regionu Włoch. Grillo Sicilia, to znakomite i lekkie wino. pasuje do mniej intensywnych lekkich dań i owoców morza. Właśnie tak było w naszym przypadku.
Po takiej uczcie i zmęczeniu całą trasą, usnęliśmy jak dzieci. Przed nami było kilka dni, podczas których zagłębiliśmy się nie tylko w klimatyczne uliczki miast północnych Włoch, ale przede wszystkim oddaliśmy się poszukiwaniom.
Poszukiwaniom zakupowych okazji. Uwierzcie mi, takowych tu nie brakuje, a polowanie na zacne trunki, czy doskonałe włoskie przysmaki to esencja takich spokojnych nie naznaczonych szaleńczym zwiedzaniem wyjazdów. Powiecie – zakupocholicy! Tak, chyba coś w tym jest. Choć jestem typowym facetem, we włoskich sklepach odzywa się we mnie jakaś nieznana część mojej osobowości. Nie że od razu kobieca, co to to nie. jednak zauważyłem, że we włoskich sklepach czy marketach, nawet na stoiskach z warzywami czy owocami, potrafię gapić się i łązić bardzo długo. Zbyt długo jak na męskie i polskie standardy. U nas nigdy tego nie robię. Co do regałów z winami… to już zupełnie osobna historia. Jakże smaczna i ciekawa:)
Gdzie na włoski shopping?
Udine ma mnóstwo dobrych sklepów. Oczywiście część z nich jest znanych i u nas, jak choćby Lidl. Ciekawostka: Czy wiecie że Gin o pojemności 700 ml, taki który można kupić w naszych Lidlach za prawie 40 złotych za butelkę, we włoskim sklepie tej sieci kosztuje zaledwie 23,80 zł? Tak, to spora różnica. Dlatego, warto pokręcić się po tamtejszych sklepach i polować na okazje. Choć wspomniany Gin, nie był w żadnej promocji. On po prostu tyle tam kosztuje. To normalna codzienna cena tego trunku.
Wspomniane przeze mnie warzywa wyglądają tak:
Piękna i kolorowa papryka po 11 zł za kilogram, karczochy po 3,30 zł, Brokuły po 6,50 zł. A to wszystko 31 grudnia, można powiedzieć w środku zimy. Generalnie włoskie warzywa poza sezonem są piękne, jędrne i smakują wybornie. Poza pomidorami. Te niestety jak i u nas zimową porą smakują jak szklanka wody wypita duszkiem. jednak do makaronu można użyć doskonałej jakości przecierów zwanych tu Passatą.
Passata jest robiona właśnie wtedy, gdy pomidory są najbardziej dojrzałe i mają doskonałe walory smakowe. Ten smak zamknięty najczęściej w szklanych butelkach doskonałe zdaje egzamin właśnie zimą, gdy potrzebujemy pomidorowego smaku jako składnika dań.
Włoskie sery to prawdziwy przysmak
Często możemy też spotkać promocje na doskonałe włoskie sery. Jako zapalony serojad, zawsze szukam Grana Padano, Pecorino Romano czy chyba najbardziej znanego Parmigiano Reggiano. Tak wiem, że Włochy maja setki jak nie tysiące odmian sera, ale cóż poradzić? Człowiek i tak zawsze kupuje te najpopularniejsze. Choć coraz z tym trudniej, można trafić znakomite promocje na wyżej wymienione sery. Trafiłem na przykład w obłędnym sklepie o nazwie MEGA, właśnie w Udine, ser Grana Padano, nie stary ale bardzo dobry w cenie zaledwie niecałych 11 euro za kilogram. Dokładna cena na złotówki to 47 zł za cały kilogram tego zacnego włoskiego sera.
Drogo czy tanio?
Zazwyczaj ceny serów wahają się między 13-14 euro a nawet 30 euro za kilogram. Oczywiście są to sery 12 lub 18 miesięczne. Te najdroższe po 30 euro za kilogram to już wyższa półka. 30 miesięczny Parmezan (choć ceny serów jak i ceny wina potrafią osiągnąć dużo wyższy pułap), to absolutnie inna liga. Raz na degustacji próbowałem właśnie 30 miesięcznego Parmigiano i porównywałem go z 12 miesięcznym. To są absolutnie dwa różne światy, jeśli idzie o smak i aromat. 30 miesięczny dziadek, to raczej dodatek do dobrego schłodzonego wina. Jako przekąska, w towarzystwie wybornej Bresaoli (Bresaola to długo dojrzewająca szynka wołowa. Ta włoska wędlina z mięsa wołowego najwyższej jakości pochodzi z północnych Włoch. Jest miękka i aromatyczna, ma delikatny, lekko słonawy smak. Idealna w dietach, lekkostrawna, o wysokich wartościach odżywczych i niskiej zawartości tłuszczu.) Idealnie nada się również doskonałej jakości Mortadella, Winogrona, Melon czy Porchetta (Porchetta to nic innego, jak pieczeń wieprzowa nadziewana różnego rodzaju ziołami)
Tak skomponowany półmisek przekąsek idealnie nadaje się do tego aby usiąść wieczorem z kieliszkiem Grillo, Pecorino, czy Vernacci, odpocząć, nie myśląc o niczym i naprawdę się zrelaksować. Tak właśnie robiliśmy po dniu pełnym wrażeń, kiedy to spacerowaliśmy po starówce w Udine, czy porcie w Trieście.
Palmanova Village
Widzieliście kiedyś miasteczko sklepów? Tak, dosłownie. Całe małe miasteczko z uliczkami, pięknie świątecznie przyozdobione. Wielkie i kolorowe bombki ustawione jako ozdoby przy każdym wejściu/wyjściu z kompleksu, oraz w centrum. Mnogość sklepów z naczyniami, miedzy innymi znana na całym świecie włoska marka Bialetti, gdzie można znaleźć unikatowe wzory kawiarek do parzenia tego aromatycznego napoju. Mamy tu ubrania, buty, i właściwie wszystko czego potrzebują osoby lubujące się w robieniu zakupów. W samej wiosce/miasteczku, zbierają się ogromne tłumy klientów. bardzo dużo autokarów z pobliskiej Słowenii. Właściwie ten język słyszeliśmy dosłownie na każdej ulicy.
Ładowarka również jest obecna. Co prawda to dość stary EnelX, niewielkiej mocy, bo zaledwie 50 kW. Jednak poczciwa i leciwa stacja ruszyła z kopyta, kiedy podpiąłem do niej nasza niebieską Teslę. Nie ważny jest wiek, ważna jest sprawność:) a ta była na wysokim poziomie. Po krótkich zakupach, auto było naładowane i gotowe do dalszej drogi.
Wino, to osobna historia
We włoskich sklepach moim ulubionym zajęciem jest chodzenie i wyszukiwanie ciekawych i niedrogich win. Jak już wiele razy podkreślałem, nie jestem znawcą win i rozróżniam tylko dwa jego rodzaje. Te które mi smakują, oraz cała reszta:) Okazuje się, że każdy z nas, mówię o tych, którzy wino lubią, ma swoje własne odczucia i preferencje.
Ja wybieram wina lekkie, o małej kwasowości. Najlepiej z dość rzadkich szczepów winogron. Doskonała Vernaccia, Pecorino o małych owocach, czy Malvasja, to nazwy których szukam na sklepowych półkach. Lubię też wina czerwone. Apulijskie Primitivo, doskonałe Negroamaro, intensywne Chianti Classico, to trunki które z wielka przyjemnością nalewam do kieliszka. To trunki szlachetne i wyważone. We Włoszech znajdziemy je bez problemów na sklepowych półkach. U nas w Polsce? Niekoniecznie. Bardzo często wina te mają oznaczenia takie jak:
- IGT (Indicazione Geografica Tipica)
- DOC (Denominazione di Origine Controllata) – 250 regionów DOC.
- DOCG (Denominazione di Origine Controllata e Garantita) – to najwyższa kategoria.
Jeśli na butelce zobaczymy takie oznaczenie, możemy śmiało ryzykować jego zakup. Szczególnie DOCG da nam wino wyjątkowe, którego walory oceniane są komisyjnie. Dopiero jeśli takie wino zda test, otrzymuje najwyższe oznaczenie regionalne. Musi ono również spełniać szereg określonych dość ostrych wymogów. Dopiero takie wino może otrzymać oznaczenia według których jest klasyfikowane. Przyznam szczerze, że pierwszy raz byłem we Włoszech lat temu 28 (kawał czasu). Od tamtej pory zwiedziłem już całe Włochy od samego dołu aż po czubek tego pięknego kraju, nie wyłączając również wielkiej Sycylii. Te wszystkie wizyty nauczyły mnie jednego.
Włosi potrafią robić wino
We Włoszech nie da się kupić złego wina. Przynajmniej ja nigdy tego nie zrobiłem. I czy to wino za 1,49 euro za butelkę, tak piłem takie wina, były bardzo dobre, czy Pecorino za 30 euro za butelkę, zawsze byłem zadowolony z tego co zastałem wewnątrz butelki. Tutaj po prostu tak jest. Czy miałem więc wyjątkowe szczęście trafiając tylko na wina które mi smakowały? A może to prze to, że urodziłem się w niedzielę? Nie, nie wydaje mi się. Myślę, że w tym kraju po prostu wiedzą jak robić dobre wino, i właśnie to robią, niezmiennie od dekad…
Tanie tak dobre jak drogie…
Ceny win są naprawdę różne. Niektóre bardzo tanie w okolicach 1,5 euro za butelkę. Są jeszcze tańsze, przeznaczone typowo do gotowania, choć tych nie piłem. Moja żona w kuchni przestrzega jednej zasady. Dodaje do potraw tyko tych win, które nam smakują i które pijemy z prawdziwą przyjemnością. Przyznam, że podoba mi się ta zasada.
Szczególnie dumny jestem z wyboru Pecorino. Odkryłem to wino jakieś 4 lata temu. Zakochałem się w nim od razu, od pierwszej degustacji. To tanie wino, które bardzo lubię, choć widziałem też Pecorino po 30 a nawet 50 euro za butelkę. Jakież było moje zdziwienie, kiedy Pan Robert Makłowicz w jednym ze swoich programów, pił oraz użył do gotowania właśnie wina Pecorino. Wychwalając jego zalety i smak. Uznałem, że skoro tak znany i ceniony znawca win i kulinariów, jak sam Robert Makłowicz, wybrał i chwalił mój wybór, oznacza to, że jednak nie jest ze mną aż tak źle:), a mój smak i instynkt, co do wyboru win staje na wysokości zadania. To naprawdę pocieszające. Tym bardziej, że nigdy nie widziałem w polskich sklepach win Pecorino.
Kiedy pytałem w polskich sklepach z winami ,o ten konkretny szczep winorośli, nawet takich, jak to się mówi na poziomie. Niestety spotykałem się ze zdziwieniem i kompletnym brakiem wiedzy na temat tego dość rzadkiego ale wracającego do łask szczepu. Cóż, temat wina jest jak rzeka i to w bardzo dużym rozmiarze. Nie da się tego ogarnąć ani szybko, ani do końca. Czasami człowiek zajmuje się winem przez całe lata a i tak okazuje się, że ledwie liznął wierzchołek winnej góry:)
Kończymy
Chyba najwyższy czas zakończyć drugą część naszej opowieści. Jak to się mówi, co za dużo to niezdrowo. Dziś ludzie mają problem z czytaniem, nie myślałem, że doczekam takich czasów. Najlepiej żeby było krótko, kilka zdań. Niestety jeśli jedziesz nad Morze Śródziemne, do jakiegokolwiek kraju, położonego nad tym zbiornikiem, nie ma szans na to aby było krótko. Przykład? Z ostatniego wyjazdu w rejon Cinque Terre przywiozłem dokładnie 732 wykonane przeze mnie własnoręcznie zdjęcia. Aby wybrać z tej masy coś co się Wam spodoba, spędzę na przeglądaniu i analizowaniu ich jakieś dzikie godziny. Wszystko po to aby wpleść w tekst zaledwie kilkanaście z nich. Reszta… zostanie na pamiątkę:)
W kolejnej części zobaczycie uroku samego Udine, ale również portowego i bardzo starego Triestu, gdzie spróbujemy miejscowej kuchni.
Koniec części 2.