Sycylia, największa wyspa Morza Śródziemnego, część 2

Ciągle w drodze… Tak, trasa z Polski do tak odległej lokalizacji, jak Sycylia trochę się ciągnie. Nie to żebym narzekał. Nic z tych rzeczy. Dla mnie to właśnie jazda przez pół Europy jest największą atrakcją takich wyjazdów. Nie leżenie na plaży i nic nie robienie, choć to również jest przyjemne, jednak w moim przypadku może trwać maksymalnie 3 dni. Może mam jakieś męskie ADHD? Nie wiem, ale nie mogę usiedzieć na miejscu zbyt długo:)

Tak więc trasa, to jest to co uwielbiam. Mijane miasteczka, mijane piękne widoki, połykane setki i tysiące kolejnych kilometrów. Jednak po każdym dniu jazdy, należy się odpoczynek. Tak było i w naszym przypadku, kiedy to w końcu dotarliśmy do naszego hotelu. To była nasza pierwsza wizyta tutaj, jednak została w naszej pamięci na bardzo długo.

Parkhotel Tristachersee

To miejsce wyjątkowe. Otoczone lasami i położone nad małym górskim jeziorkiem. Cały hotel opisany jest w zakładce polecane noclegi – Parkhotel Tristachersee. Tam znajdziecie szczegóły na temat tej wybornej lokalizacji. Jednak coś w naszym tekście muszę wrzucić, bo byłoby dziwnie, gdyby żadne informacje się tu nie znalazły:)

Hotel jest super wygodny, ma duże pokoje z ogromnymi łóżkami i balkonami wychodzącymi na jezioro. Widok, co będę pisał… zobaczcie sami poniżej.

Z takim widokiem chętnie człowiek pomieszkałby tutaj znacznie dłużej niż jedną noc. Jednak niestety, ten wyjątkowy hotel, był tylko przystankiem w naszej drodze na największą wyspę Morza Śródziemnego.

Ładowanie auta

Hotel wyposażony jest w stację ładowania o mocy 11 kW. Ma zarezerwowane miejsce i mimo, że było zajęte przez spalinowe Audi, właściciel hotelu, szybko zrobił z tym porządek. Bez żadnych awantur, broń Boże. Cała rodzina właścicieli to bardzo mili i uczynni ludzie. Grzecznie więc poproszono o przestawienie „spaliniaka” na inne miejsce, abym mógł podłączyć naszą Teslę. Podziękowałem serdecznie, bo cała operacja była wręcz błyskawiczna i bardzo sprawna.

Pan z Audi nie miał żadnych pretensji, na dodatek wypytał jeszcze, jak się jeździ Teslą po Europie, no bo to przecież elektryk. Poza tym nasza Tesla, która zyskała przydomek Limonka, wzbudzała duże zainteresowanie podczas całej drogi i pobytu na Sycylii. Nie obyło się również bez dziesiątek zdjęć, robionych przez zupełnie obcych nam ludzi. Cóż, to wyjątkowe auto zyskało wielką sympatię wśród ludzi, zarówno w Czechach, jak i Austrii, przez które tylko przejeżdżaliśmy. No i oczywiście wśród samych Włochów, którzy śledzili cały nasz wyjazd, na 3 grupach, na platformie Faceebook (zostałem poproszony przez administratorów włoskich elektromobilnych grup o opisywanie na bieżąco całego wyjazdu). Współpracujemy od lat.

Drogo czy tanio?

Opłata za 1 kWh to 0,45 euro. Jest to więc średnia cena, nie za duża, nie za mała. Jeśli chodzi o to, żeby się doładować i następnego dnia jechać dalej, jest to opcja idealna. 1,9 złotego za 1 kWh, szczególnie za granicą, zdaje się być całkiem niezłą ofertą. Tym bardziej, że w pobliżu nie było żadnych stacji ładowania a ja miałem ładując się, miejsce pod samym wejściem do hotelu. Dosłownie 10 metrów. Według mnie, jako osoby jeżdżącej bardzo dużo po całej Europie samochodami EV, takie rozwiązania są tym, co powinien u siebie mieć każdy hotel czy pensjonat, i to obowiązkowo.

Nasza rejestracja również wzbudzała wiele sympatii. Panowie z NoSmogRent (właśnie stamtąd pozyskujemy nasze auta, które służą nam w podróżach po Europie), jak zwykle mają nietypowe i bardzo chwytliwe pomysły na promowanie swojej firmy. „Blachy” to jedno, a mistrzowska gra kolorem to drugie, co bardzo zwraca uwagę na ten popularny tak bardzo model Tesli. Ten egzemplarz wyróżnia się zdecydowanie, wśród całego morza trójek jeżdżących po całej Europie.

Kulinarny raj, czyli kuchnia w Parkhotel Tristachersee

Tu właściwie trzeba by napisać osobny rozdział lub całą część naszej opowieści. To co zastaliśmy na naszym stole w hotelowej restauracji, przechodzi gwiazdkowe oczekiwanie, jeśli chodzi o smak, zapach, konsystencję i wygląd dań. Tutejszy szef kuchni musi być mistrzem w swoim fachu, bo sam osobiście, nie jedząc ryb (nie jestem po prostu ich fanem) zjadłem przystawkę składającą się właśnie z ryby i smakowało mi tak bardzo, że mógłbym ją zjeść razem z talerzem (oczywiście nie dosłownie:)

Dania były idealnie doprawione i miały idealną konsystencję. Dużo nowości, jak smakowe pianki, lekkie jak chmurka, ryba chrupiąca z zewnątrz a mięciutka w środku. Po prostu wszystko było tam takie, jak być powinno. Zawsze czepiam się jedzenia z racji tego czym się zajmuję. Jedząc w wielu krajach na świecie a w szczególności w Europie, wyrobiłem sobie dość dobrze smak i to czego można oczekiwać od podawanych dań i jak przede wszystkim, powinny smakować.

Pstrąg na przystawkę, na danie główne ragu z jelenia ze szpeclami, czy pstrąg (z własnej hodowli), z selerowym pure i cytrynową pianką, to tylko niektóre z rzeczy znajdujących się na talerzach. Było jeszcze znakomite wino, wybrane przez głównego someliera, czyli młodsze pokolenie właścicieli w postaci ich córki, która osobiście zajmuje się co roku doborem win do hotelowej piwniczki. Były wreszcie desery, w ilości, jak to się mówi „zawrót głowy”, były też lody własnej produkcji. Co mi najbardziej smakowało z deserów? Bezapelacyjnym zwycięzcą było Creme Brulee. To po prostu niebo w gębie, i całe szczęście że byliśmy tam tylko jedną noc. Jeśli zostalibyśmy dłużej, groziło mi absolutne uzależnienie się od tego doskonałego deseru. A ile to kalorii?… Dobrze że pojechaliśmy dalej:)

Piękna Austria i Włochy…

Południowy Tyrol, bo właśnie obok tego regionu, położony jest hotel Tristachersee, to miejsce bajeczne. Widokowe drogi, które pną się przez góry, przyprawiając nas o zawrót głowy (tak było pięknie). Rzeki i jeziora, wodospady. Po prostu bajka. Inaczej tego nie można nazwać. Tamtędy właśnie biegła nasza droga na włoską ziemię. W przyszłości, na pewno wybierzemy się do Südtirol, lub jak mawiają Włosi, Alto Adige, bo i oni zamieszkują ten położony na południe od głównej grani Alp region. Opiszemy go, bo jest o czym pisać. Doskonałe hotele, piękne widoki, pyszna kuchnia, znakomite wina. Czego więcej potrzeba, aby być szczęśliwym i zrelaksowanym? No właśnie, mi wystarczy w zupełności tyle…

Włochy…

Jak zgadnąć, kiedy wjeżdżasz na teren Włoch? To bardzo proste. Wystarczy zatrzymać się na pierwszej z brzegu stacji benzynowej przy autostradzie. Jeśli wewnątrz będzie gwarno a co najmniej 10-15 osób, będzie popijało przy długiej ladzie espresso, będzie panował nieopisany harmider a do tego znajdziecie tam trzypaki bardzo zacnych win jak Chianti czy Montepulciano d’Abruzzo w cenie śmiesznej wręcz, czyli 12 euro za 3 wina, to znak, że niechybnie trafiliście do włoskiego zakupowego raju. Gdzie nawet na stacji benzynowej przy głównej autostradzie, czyli tam gdzie powinno być mega drogo (patrząc na ceny na naszych stacjach na przykład Orlenu, przy autostradach w PL), jest mega tanio. Oczywiście w sklepach we Włoszech, możecie znaleźć jeszcze tańsze i naprawdę dobre wina. Ale to jest autostrada, główna autostrada Włoch (ok. jednak z kilku głównych, ale jednak:), i macie tu ceny jak za wina, wręcz śmieszne!!!

Właśnie tak poznaję moment wjazdu do Italii. Słońce, kawa, wino i to wszystko taniej niż w Biedronce…:)

Ceprano, kolejny nocleg, już ostatni podczas tej długiej drogi

Ile można jechać zapytacie? Oj, można długo, naprawdę długo. Całe trzy dni. Ale jakże przyjemne i wesołe. Wypełnione dobrą kuchnią, małymi zakupami (nie chcieliśmy kupować za dużo, w końcu jedziemy na Sycylię), zacnymi trunkami, niestety nie dla kierowcy, oraz przepięknymi widokami. Tych było bez liku, podczas całej drogi.

Nasz drugi a zarazem ostatni nocleg podczas drogi z Polski na włoską Sycylię znajdował się w miejscowości Ceprano. Położonej tuż obok autostrady wiodącej z kierunku Rzym – w kierunku Neapol. Czyli na samo południe Italii. Mijaliśmy Neapol oraz słynnego Wezuwiusza (z lewej strony autostrady), jednak barierki umieszczone na wysokości wzroku, skutecznie uniemożliwiały nam zrobienie dobrego zdjęcia, słynnego wulkanu.

Wracając do naszego hotelu, to był to bardzo dobry wybór. Miła obsługa, wygodne pokoje, czyste łazienki. Bardzo dobra kuchnia oraz ogromny parking umiejscowiony z tyłu hotelowego budynku. Poza tym, tuż na przeciwko naszego hotelu o nazwie Villa Ida, mieliśmy do dyspozycji mnogość szybkich stacji ładowania. Wielki Supercharger Tesli ze stacjami V3 i V4, oraz szybkie ładowarki sieci Ewiva. Poza tym, tuż za hotelem, miałem do dyspozycji słupek sieci EnelX o mocy 11 kW. Właśnie tam podpiąłem Limonkę aby złapała nieco „elektronów” przed kolejnym dniem jazdy. Sami zaś udaliśmy się do hotelu. Po pierwsze coś zjeść, a po drugie wyspać się w ogromnym i wygodnym łóżku.

Ten hotel to idealne miejsce położone między Rzymem a Neapolem. Miejsce w którym można odpocząć i dobrze się wyspać przed kolejnym długim dniem w trasie. Jeśli ktoś akurat zmierza na samo południe Italii. Niezależnie czy jest to piękna Kalabria, czy położona znacznie dalej Sycylia.

W drodze na prom

Naszym celem była miejscowość Villa San Giovanni. To właśnie stamtąd mieliśmy przepłynąć promem do Mesyny, czyli miasta znajdującego się na zachodnim wybrzeżu Sycylii. Droga przez Kalabrię była niesamowita. Ten biedny kiedyś region Włoch, bardzo się zmienił. Byliśmy tam jakieś 15, może 20 lat temu. Było naprawdę biednie, szczególnie w małych miejscowościach. Dziś Kalabria to zupełnie inny region, niż ten który pamiętamy. Dużo bardziej nowoczesny z rozbudowanymi miasteczkami (dużo nowych osiedli), z odnowionymi i często 3 – pasmowymi autostradami. Jedzie się po nich jak po „masełku”. Piękne widoki i dużo zieleni. Tak dziś wygląda Kalabria. Inny świat niż ten, który pamiętam sprzed lat.

Ma jednak jeden minus. Mało stacji ładowania. Dobrze, że jechaliśmy Teslą w wersji Long Range, bo niestety, jeśli idzie o ładowarki było naprawdę krucho. Choć widzieliśmy wiele inwestycji w tym właśnie zakresie po drodze. Budowy sieci EnelX, FreeToX, czy Ewivy, można zauważyć dość często, przy stacjach benzynowych. Są one umiejscowione tuż przy autostradzie, więc to tylko kwestia czasu, zanim będzie można naładować auto na tych stacjach. We Włoszech stacje szybkiego ładowania, mają się znajdować co 50 km, wzdłuż szybkich dróg i autostrad. Powiem tylko… idźmy w ślady Włochów.

Udało nam się jednak bez problemu dotrzeć do Villa San Giovanni, gdzie wjechaliśmy na prom jako ostatnie auto (fart!). Tesla stała więc na samym końcu. Płynęliśmy bardzo krótko. Dosłownie około 20 minut i już byliśmy na Sycylii. Minus, to korek gigant w porcie Messyna. Plusy to szybkość oraz sprawność obsługi. Poszło gładko i szybko, a nasze auto, jak zwykle wzbudzało duże zainteresowanie. Myślę, że między innymi dzięki temu upchnęli nas jako ostatni samochód na prom. Było naprawdę ciasno ale limonka jakoś tak zgrabnie się wcisnęła, jako ostatnia na tym wielkim statku. (choć nie wiem czy można nazywać prom statkiem? Nie znam się na tym)

Sycylia

Z Mesyny jechaliśmy autostradą A20. Prościutko w kierunku Palermo. Nasze miasteczko, czyli Lascari leżało jakieś 60-70 km od Palermo. Tuż obok przepięknego Cefalu, w którym byliśmy kilkukrotnie. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na jedno ładowanie. W wielkim centrum handlowym o nazwie Parco Commerciale Corolla ( nie, nie sprzedają tam Toyoty Corolli:). Znalazłem tam stacje firmy Ewiva i naładowałem auto. Żonka jak zwykle zgłębiała tajniki tutejszego handlu. Czyli udała się wprost do centrum handlowego aby zobaczyć co można kupić tu… na Sycylii.

Powyżej widzicie to, co jest standardem na Sycylii. Auto wypełnione melonami, słodkimi jak miód. Siatka 4 sztuk melonów, to zaledwie 3 euro!!! Tak, dobrze widzicie. Cztery dorodne melony za zaledwie 13 złotych. To 3,20 złotego za sztukę. Dla nas szok i uciecha i to wielka bo uwielbiamy melony. Szczególnie z sałatkami, lub miodem i orzechami. Albo w towarzystwie wybornych włoskich dojrzewających szynek, jak San Daniele, czy Prosciutto di Parma. To połączenia idealne, szczególne podczas gorącego włoskiego lata. Takiego jak na Sycylii.

Na miejscu

W końcu po przejechaniu ponad 170 km, dojechaliśmy do Lascari. Naszej małej miejscowości. Naszej bazy wypadowej, służącej nam do tego, aby zwiedzić największą wyspę Morza Śródziemnego. Będzie pięknie i zielono! Będzie pysznie i w 100% relaksacyjnie. Tam odpoczęliśmy i zwiedziliśmy mnóstwo atrakcji. Starych zabytków, pięknych nadmorskich miasteczek z widokami zapierającymi dech w piersi. Taka jest Sycylia. Jednak ma też inne oblicze… o którym napiszę w kolejnej części naszej sycylijskiej opowieści.

Konie części 2.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *