Toskania – nie na jeden raz – droga. Część 1

Toskania… to zdecydowanie magiczne miejsce. Dlaczego wracamy tam po raz kolejny i kolejny i jeszcze raz. Bo to właśnie tutaj czujemy się lepiej niż we własnym domu. Tak, znam to powiedzenie, że dom to twierdza, czy jakoś tak. Jednak, jeśli mógłbym to zrobić, to zostawiłbym nasz dom i w ciągu 1 dnia przeniósł się z żoną na przykład do Toskanii. Cóż, może kiedyś… niestety jeszcze nie dziś.

Auto całkiem wyjątkowe

Na tą toskańską wyprawę, zabrałem wyjątkowy egzemplarz Tesli Model S. Model a właściwie egzemplarz, ten konkretny, to prawie Vintage:).

Auto z roku 2014, z baterią o pojemności 85 kWh, oraz przebiegiem w postaci cyfry 569 000 km, na liczniku!!! Tak, dobrze widzicie. Aż tyle kilometrów przejechał ten egzemplarz. Wyjątkowe auto. Jest ono do dziś własnością mojego kolegi i ma dziś na liczniku ponad 610 000 km.

Ruszamy o poranku

Wyjechaliśmy dość wcześnie, choć nie tak bardzo, jak mamy w zwyczaju to robić. O godzinie 7:25 rano, już ładowaliśmy auto, na naszym pierwszym przystanku, czyli Superchargerze w Radomiu. Auto posiada opcję darmowego dożywotniego ładowania (Free Supercharger), przypisanego do pojazdu. Tak więc, na nasze szczęście, mieliśmy „darmowe paliwo” i mogliśmy absolutnie nie oszczędzać jeśli chodzi o energię. Nie oznacza to jednak, szalonej jazdy. Pamiętajcie, że na europejskich szlakach, obecnie, szybkie trasy a szczególnie autostrady są naszpikowane fotoradarami oraz odcinkowymi pomiarami prędkości. A mandaty kosztują naprawdę słono.

W miejscowości Velky Tynec zauważyłem, że przekroczyliśmy 570 000 km, a w Ołomuńcu już ładowaliśmy się po raz kolejny (po Radomiu i Katowicach). Auto na 100% z racji zapewne wieku i degradacji baterii miało zasięg 336 km. Oczywiście realnie, można było zrobić nieco ponad 200-220 km. Mówię o prędkościach autostradowych.

Tak więc o godzinie 13:46 byliśmy już w Ołomuńcu. Do naszego celu, czyli noclegu w miejscowości Sankt Valentin pozostało zaledwie 369 km. Cała trasa tego dnia liczyła 954 km, no może trochę więcej, bo po drodze zatrzymywaliśmy się w różnych miejscach i różnych celach:).

Jako ciekawostkę mogę Wam powiedzieć, że po drodze widzieliśmy sporo policji, w nietypowej odsłonie:) Zatrzymaliśmy się również w naszym stałym punkcie wizyt, kiedy jedziemy na południe kontynentu. To miasteczko Mikulov i dobrze nam znany Hotel Zamecek. Tam zjedliśmy typowe czeskie dania obiadowe i po naładowaniu się na kolejnym blisko Mikulova położonym Superchargerze, czyli SuC Poysdorf, ruszyliśmy w dalszą drogę.

Policji było całkiem sporo, ale nawet, jak byśmy coś przeskrobali to była bezradna:). Jedzenie w Restauracji Hotel Zamecek, jak zawsze było wyborne. Można tam również napić się wyśmienitego czeskiego piwa. Zawsze jest ono dobrze schłodzone i zawsze smakuje tak samo, czyli bardzo dobrze. Dla kierowców polecam wersję Budvar bez alkoholu. Co prawda podają ją w butelce ale jak na bezalkoholowy trunek do posiłku, smakuje całkiem przyzwoicie, a nawet lepiej.

Supercharger Poysdorf

O tym miejscu pisałem już wielokrotnie, ale przy okazji tego wyjazdu, również warto o nim wspomnieć. Mamy tu stacje ładowania Tesli, umiejscowione bardzo malowniczo. Między winnicami i polem golfowym. Jest tu pięknie i bardzo spokojnie. Mamy hotel, w którym są również stacje ładowania typu WallBox. Jeśli ktoś by chciał tu nocować a nie jedzie Teslą, tylko innym EV, to miejsce to idealnie nadaje się na taki postój.

Jest tu bardzo dobra restauracja serwująca wyborne Wiener Schnitzle, oraz bardzo dobry Aperol. Niestety nie dla kierowcy a tylko dla pasażerów, nie słyszałem o bezalkoholowym Aperol Spritz? Choc może istnieje. W hotelu od jakichś 3 lat, mamy też samoobsługowy sklep z winami. To po prostu istny raj dla wielbicieli tego trunku. Zawsze kiedy tu jesteśmy, kilka butelek ląduje w bagażniku. Płacimy za nie sami, za pomocą karty płatniczej w czymś w rodzaju samoobsługowej kasy. Wcześniej trzeba było angażować w zakupy hotelową obsługę. Dziś nie ma takiej potrzeby.

Ostatni przystanek

Nasze ostatnie ładowanie tego dnia odbyło się na Superchargerze, na którym bywaliśmy w życiu wielokrotnie, podczas naszych wyjazdów. Rozbudowany, kilka lat temu, Supercharger Sankt Polten, położony jest tuż przy hotelu Cityhotel Design&Classic. Mamy tu rozbudowany SuC, ze złączami zarówno starego typu jak i nowymi CCS, dla Modelu 3 lub Y (lub dla aut starszych posiadających tak zwany Retrofit). Wjeżdża się za szlaban, na teren hotelu, po czym od razu trzeba skręcić ostro w lewo. I już widzimy stacje ładowania Tesli.

Z tego miejsca do naszego celu mieliśmy już tylko 99 km. Poszło więc gładko i szybko. Choć jechaliśmy już po ciemku. O ile pierwsza część trasy poszła szybko i sprawnie, to po wjechaniu na teren Austrii, trochę zabałaganiliśmy. Częste przystanki, oglądanie lokalnych atrakcji, obiad (jeszcze w Czechach) itd, itd. Było tego po drodze dość sporo. Dlatego też, w naszym hotelu wylądowaliśmy dość późno.

Nocleg w Hotel zur Post

Hotel zur Post, to bardzo dobry hotel. Wygodne i duże pokoje. Jest czysto a parking przed hotelem, a właściwie na jego tyłach jest dość sporych rozmiarów. można też parkować w uliczkach obok. jest spokojnie i cicho. W naszym pokoju znaleźliśmy duże łoże małżeńskie, bardzo wygodne i telewizor. Oczywiście nie oglądaliśmy TV, bo było zbyt późno, a kolejnego dnia czekała nas dalsza podróż. Poprzestaliśmy na zjedzeniu szybkiego i późnego posiłku w hotelowej restauracji i poszliśmy spać.

Łazienka była również ok. Czysta i dość obszerna. Miała kabinę prysznicową. Typowy hotelowy zestaw, jeśli tak mogę się wyrazić.

Stacja ładowania EV – obecna!

Od strony parkingu, czyli na hotelowym dziedzińcu:) znalazłem stację ładowania aut elektrycznych. Słupek AC o mocy 11 lub 22 kW (nie sprawdzałem, bo nie musieliśmy się ładować). Stacja wymagała własnego przewodu Type2. Dwa auta mogły spokojnie uzupełnić energie, na przykład podczas noclegu w hotelu. To najlepsza opcja. Ludzie śpią a samochód ładuje się, aby rano bez stresu ruszyć w dalszą drogę. Rozwiązanie idealne.

Następnego ranka, wstaliśmy dość wcześnie. Szybkie śniadanie i w drogę, bo oprócz samej trasy, mieliśmy w planie mnóstwo atrakcji. Nocleg nad Jeziorem Garda, zakupy w naszym ulubionym sklepie nad jeziorem, czyli Agrarii Riva del Garda, wodospady w Parco Grotta Cascata Varone, no i sama droga podczas której, wiem to z doświadczenia, nie ma nigdy nudy, a atrakcje same pchają się nam przed przednią szybę auta:)

Jednak te wszystkie smaczki opiszę w kolejnej części…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *