Lazurowe Wybrzeże… czego jeszcze o nim nie napisano?
Jednak ja nie będę tylko słodził, ale opiszę również, jakie niedogodności mogą nas spotkać, kiedy podróżujemy autem wielkości Modelu S, czy X. Są to bardzo duże i szerokie samochody, Model X zaś, jest dodatkowo wysoki.
Sklepy, jedzenie i wino😊, ale najpierw o parkowaniu we Francji.
Po Prowansji zrobiliśmy dobrych kilkaset kilometrów. Jednego dnia, kiedy udaliśmy się na długą, naprawdę długą wycieczkę w głąb Prowansji, nasza Tesla przejechała ponad 600 km. Cała trasa ze zwiedzaniem i poznawaniem ciekawych miejsc zajęła aż 15 godzin. Byłem po tym ledwo żywy, ale szczęśliwy, a to co zobaczyliśmy na długo zapadnie w mojej pamięci.
Dużym dla mnie osobiście minusem, chyba nawet największym, jest parkowanie we Francji. Konkretnie w miejscowościach nadmorskich jak Nicea, w której odwiedziłem 3 parkingi podziemne. Wjeżdżając i wyjeżdżając z nich, z powodu braku miejsc, a może inaczej, z powodu braku wystarczająco dużego i szerokiego miejsca, aby zmieścić Model S, i nie bać się, że ktoś mi auto porysuje.
Lepiej sprawdzały się miejsca na odkrytym powietrzu. Na przykład to w porcie w Antibes, gdzie jest dużo miejsca, a pierwsza godzina jest bezpłatna. W parkingach podziemnych, których jest na francuskim wybrzeżu naprawdę dużo, zazwyczaj bezpłatny jest pierwszy kwadrans. Potem za 2-3 godziny stania, płaciłem różnie od 3,5 euro do 7,50 euro. Nie wiem od czego zależy wysokość opłat. Podejrzewam, że umiejscowienie parkingu i jego właściciel po prostu ustalają takie a nie inne stawki.
Tańsze jest parkowanie przy ulicy, jednak tam istnieje większe ryzyko, że ktoś może zahaczyć nasze auto i je porysować. Jest naprawdę ciasno, a do tego znalezienie wolnego miejsce w ciągu dnia, dosłownie graniczy to z cudem.
Tak więc parkowanie nie jest łatwe i dobrze jest stanąć koło „wypasionych fur” za grube pieniądze. Wtedy mamy większe prawdopodobieństwo tego, że właściciel takiego pojazdu raczej obchodzi się z nim w sposób delikatny i nie zaryzykuje porysowania swojego samochodu.
Unikać należy parkowania obok starych poobijanych starych aut. Takie parkowanie może się dla nas skończyć w przykry sposób. W ogóle odniosłem wrażenie, że Francuzi budują swoje parkingi pod takie auta jak Renault Clio czy Smart. Te maluchy zawsze i wszędzie parkowały, bez żadnego problemu, Tesla nigdy nie mogła się zmieścić w malutkie miejsca parkingowe.
Zostawmy te nudne parkingi.
Przejdźmy teraz do przyjemniejszych rzeczy, takich jak regionalna kuchnia, czy znane prowansalskie wina Rose. Po wejściu do każdego niemal spożywczego sklepu uderza nas ilość, czyli mnogość odmian i rodzajów różowych regionalnych win. Półki różu, ciągną się czasami po kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt metrów. Wina białe i czerwone zazwyczaj stoją na końcu sklepu lub w zupełnie innym miejscu.
W Prowansji zdecydowanym królem wśród win jest Rose, uwielbiane przez miejscowych.
Ceny we Francji
Czy jest drogo? Ależ absolutnie nie. Dobre wino w typie Rose, możemy kupić w promocji już za 2 czy 3 euro za butelkę. Skrzętnie korzystają z tego miejscowi, pakując do koszyków często po 10 czy nawet 20 butelek. Są tam i trunki bardziej znamienite, jak wino, którego cena zwaliła mnie z nóg. 230 euro za butelkę! Cóż, kto bogatemu zabroni. Widocznie skoro sklep ma takie wina w ofercie, musi mieć również klientów, którzy takie wino kupią. Wina to temat rzeka. Ja trzymam się tych tanich i to wśród nich staram się odkrywać perełki, które później mogę Wam polecić z czystym sumieniem.
Co do picia wina, najlepiej w tamtejszych temperaturach sprawdza się patent rodem z Chorwacji, czyli bardzo popularny tam gemišt. Jest to wino, w naszym przypadku było to miejscowe Rose, zmieszane z lodem i wodą gazowaną. Znakomity pomysł na upał. Gasi doskonale pragnienie i głowa nie boli na drugi dzień, gdyż nasze wino jest lekko rozwodnione. To nie zabiera mu smaku, jeśli nie przesadzimy z wodą, jednak osłabia zawarte w nim procenty.
Czy ogólnie ceny we Francji są wysokie? Raczej tak, choć pamiętajmy, że dobrej jakości mięso na wołowinę po prowansalsku, kupiliśmy za niecałe 10 euro. Było tego prawie kilogram i starczyło na obiad dla czterech dorosłych osób. Tak więc są rzeczy drogie, są tańsze, są również promocje i okazje z których warto korzystać. Pamiętajmy również, aby nie przeliczać, ile płacimy za zakupy. Raz, że euro jest drogie, dwa, że tak po prostu jest we Francji, jest to kraj dużo bogatszy niż Polska, a trzy pamiętajmy że Francuzi zarabiają kilka razy więcej niż my u nas w kraju. Przelicznie więc, ile zapłaciliśmy za zakupy mija się z celem i spowoduje tylko naszą frustrację.
Zakupy możemy robić w bardzo dobrze zaopatrzonych marketach, jak również na popularnych tu targach. Ceny są wyższe ale trzeba przyznać, że towar jest absolutnie „top of the top”, czyli inaczej mówiąc najwyższej jakości. Odwiedziliśmy takie właśnie targowisko, i powiem Wam, że wcale nie chciało nam się stamtąd wychodzić.
Kuchnia Prowansji
Przejdźmy do kuchni. Byliśmy kilka razy w restauracji, nie za często, bo akurat ceny w restauracjach w nadmorskich miejscowościach są bardzo wysokie i tu na pewno zobaczylibyśmy prawdziwe paragony grozy😊.
W Saint-Tropez trzeba się liczyć z wydatkiem minimum 120 euro, aby 4 osoby zjadły jednodaniowy posiłek. Mówię tu o restauracji z widokiem na port jachtowy w pierwszej linii, tak więc płacimy również za widok. Oczywiście, jeśli zagłębimy się w gąszcz uliczek, znajdziemy tańsze miejsca. Jednak możemy być pewni, że miejscowi szefowie kuchni, znają się na swojej robocie i dostaniemy dania smakujące wyśmienicie.
Hamburgery z wołowiną Angus, czy świeże makarony lub pyszne sałatki, w przeogromnych porcjach to tutaj standard. Nie zapomnijmy również o specjalności jaką jest Moules-frites. Są to małże w białym winie, z dodatkiem odrobiny słynnej francuskiej śmietany Crème fraîche, i oczywiście frytkami. Francuzi zajadają się tym daniem co najmniej z taką samą lubością jak Belgowie. Warto również spróbować słynnej Tarta Tropézienne, choć zalecam do niej zdecydowanie mocną kawę. Dla mnie była ciut za słodka, a wybrałem wersję z dodatkiem malin, trochę mniej tradycyjną.
Atrakcja goni atrakcję
Region Prowansji ma wiele do zaoferowania. Mnóstwo ciekawych i słynnych miejsc, takich jak nadmorskie Cannes, ze słynnym festiwalem filmowym, Saint-Tropez, gdzie urzędował słynny żandarm Ludovic Cruchot. Wszyscy znamy go z doskonałych komedii, a sam jego wyraz twarzy powodował salwy śmiechu. Czy wreszcie Antibes, ze swoim portem w którym zacumowane są dziesiątki milionów dolarów. Niektóre jachty czy łodzie są przeznaczone na sprzedaż. Możemy je zakupić, jeśli tylko pozwoli nam na to zasobność naszego portfela.
Przejażdżka po wybrzeżu, to również przepiękne widoki. Choć nadmorska droga jest kręta i ma często korki, utrudniające płynną jazdę, nie zamieniłbym jej na autostradę, biegnącą nieopodal. W końcu przyjeżdżamy tu dla widoków, kuchni i wina, a więc mamy się cieszyć tym wszystkim. Nie pędzić autostradami, nie widząc nic poza asfaltem i ekranami zasłaniającymi dosłownie wszystko.
Nadmorskie miejscowości są zadbane i bardzo ładne, jest co oglądać, w końcu to perełki Lazurowego Wybrzeża. Pogoda można powiedzieć gwarantowana. Przez całe 2 tygodnie temperatura wahała się od 28-38 stopni Celsjusza. Tylko raz, kiedy wybraliśmy się do Kaninu Verdon, wysoko w górach auto raportowało 15 stopni. Jednak na samym dole, na wybrzeżu, kiedy zjechaliśmy niżej, temperatura skoczyła do 36 stopni.
Wielki Supercharger w Avignonie
Mieliśmy również szczęście odwiedzić otwarty dosłownie 2 dni wcześniej, nowy Supercharger z 28 stacjami ładowania Tesli. Usytuowany jest on przy ogromnym centrum handlowym w Avignonie. Mieście znanym między innymi z Pałacu Papieskiego, kiedy to w latach 1309–1377 Avignon pełnił tymczasowo rolę stolicy apostolskiej. Superchargery pachniały jeszcze nowością, a wszystkie 28 stacji ładowania, były to wersje V3 o mocy 250 kW. Teslę ładowałem oczywiście przez adapter CCS, który przydał mi się podczas całej podróży kilkukrotnie.
Lawendowe Pola to wizytówka Prowansji
Nie zabrakło również kwitnących przepięknie pól lawendy, tego pięknego dnia, to właśnie ona była naszym głównym celem. Choć Avignon też wyglądał niczego sobie😊. Pola lawendowe ciągną się często przez wiele kilometrów. Można się zatrzymać w dowolnym, bezpiecznym zaznaczam, miejscu i podziwiać takie oto widoki.
Czy da się jeździć po Prowansji autem elektrycznym?
Odpowiedź brzmi TAK, i to zdecydowanie. Ładowarek jest pod dostatkiem i nie chodzi mi tylko o Superchargery Tesli.
Są szybkie stacje ładowania różnych operatorów, są słupki 22 kW – AC, które to często, tak jak na przykład w Lidlu w miejscowości Villeneuve-Loubet, gdzie mieszkaliśmy, są darmowe. Możemy się więc bez problemu na nich naładować. W Nicei jest mnóstwo słupków, tuż przy ulicach, z wyznaczonymi miejscami dla aut EV. Bardzo wiele z nich było zajętych niestety, choć nasza Tesla raczej zawsze była wystarczająco naładowana. Na tego typu wyjazdach trzymam się jednej zasady, a jest to ABC, czyli „always be charged”, zawsze bądź naładowany. Ta zasada pozwala mi na spokojną jazdę po nieznanych terenach, a jak tylko na horyzoncie pojawi się jakakolwiek stacja ładowania, zawsze podpinam do niej auto. Lepiej mieć więcej prądu w baterii niż dopuścić do sytuacji, kiedy go zabraknie.
Z każdej wycieczki choć najbardziej interesującej, bardzo chętnie wracaliśmy do naszego apartamentu, superwygodnego i bardzo dobrze wyposażonego.
Naszym ulubionym miejscem był taras, z którego to rozpościerał się obłędny widok, na port jachtowy i na morze. Widok, który uspakajał po całym dniu. Właśnie na tarasie zjedliśmy niejeden przepyszny posiłek, popijając go zacnymi trunkami… ale o tym w kolejnej części.
Koniec części 2.